15 kwietnia 2015

Pentagram - Jo Nesbo

Drażni mnie trochę Jo Nesbo. Drażni, bo jest nierówny. A ja nie mogę jednoznacznie powiedzieć – lubię go, czy jednak nie. Niby czyta się go dobrze, ale jak dla mnie więcej tu sensacji niż kryminału.


W ostatniej części, zamykającej tzw. trylogię z Oslo, Harry stacza się na samo dno. Jego przedłużająca się nieobecność w pracy, spowodowana alkoholowym ciągiem, nadwyręża już i tak nadwątlone zaufanie przełożonych. W efekcie – na biurko naczelnego Biura Kryminalnego trafia wypowiedzenie. Jest jednak sezon urlopowy, policja cierpi na braki kadrowe, a w mieście grasuje seryjny zabójca, który okalecza swoje ofiary, a w miejscu zbrodni pozostawia znak pentagramu. Bjarne Møller nie ma wyjścia – w sprawę tzw. „kuriera śmierci” musi zaangażować Harrego, a ten ostatni znów – musi wytrzeźwieć. 

Sam pomysł z seryjnym zabójcą, który działa według sobie tylko znanego klucza, zawsze o krok przed policją jest całkiem niezły i już to powoduje, że jesteśmy ciekawi, co tu się właściwie wydarzy. A dzieje się jak zwykle u Nesbo sporo, choć w Pentagramie – w porównaniu do Trzeciego klucza - udało się trochę autorowi powściągnąć wodze fantazji. Wciąż jednak z zamiłowaniem kluczy, zmyla tropy i wprowadza w błąd czytelnika, choć czasem miałam wrażenie, że tych ślepych wątków jest trochę za dużo. Zakończenie niespodziewane, ale jak na mój gust trochę naciągane.

Podobnie jest też z wątkiem dotyczącym Toma Waalera, dobrze znanemu czytelnikowi z poprzednich części. Nie ukrywam, że właśnie rozwiązania tej historii byłam najbardziej ciekawa. I co tu dużo mówić – nie jestem przekonana. Taki cwany dotąd Waaler, wiecznie w konflikcie z Harrym, niespodziewanie składa mu szemraną propozycje współpracy? Czemu, po co? Tego chyba autor sobie nie doprecyzował, a mi jako czytelnikowi ciężko to było zrozumieć. Ostatecznie jednak Harry wyrównuje stare porachunki i to w takim typowo nesbowskim stylu – czyli efekciarsko, na bogato i z przytupem. Jakby nie można było zwyczajniej.

Choć jak na mój gust Nesbo ma tendencję do przesady i bliżej mu do sensacji niż kryminału (a za sensacją nie przepadam) to paradoksalnie od Pentagramu nie mogłam się oderwać. I jest to chyba zasługa wykreowanych przez Nesbo bohaterów. Co jak co, ale to idzie mu dobrze. Każda z postaci ma swój charakterystyczny rys i obdarzona jest takimi cechami, które z miejsca wywołują w nas konkretne emocje. Jest Harry, którego z całym jego bagażem wad po prostu nie da się nie lubić. W opozycji do niego jest Tom Waaler – śliski, dwulicowy, niebezpieczny typ. Nabierająca zaledwie kształtu, ale już budząca sympatię Beate. Kobieca i silna Rakel. I cała reszta naprawdę solidnie i wiarygodnie zbudowanych postaci. To chyba to przywiązało mnie do serii na tyle, że choć podchodzę do Nesbo z pewną dozą nieufności, to gdzieś tam jednak z czytania mam frajdę.

Gdybym miała podsumować całą trylogię, to Czerwone gardło i Pentagram jestem na tak. Trzeci klucz niekoniecznie. Całość – trzyma się kupy, choć za dużo fajerwerków.

2 komentarze:

  1. Moja ulubiona cześć z serii ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A moja "Pierwszy śnieg". Póki co, bo reszta serii jeszcze przede mną :)

      Usuń