Siedem rozdziałów, siedmiu
bohaterów, siedem różnych historii opowiedzianych tak, że czyta się je jednym
tchem. A jednak lektura książki Anny Wojtachy Zabijemy albo pokochamy. Opowieści z Rosji pozostawiła we mnie
pewien niedosyt. W centrum uwagi autorki znalazł się człowiek, sama Rosja jest
tu tylko tłem.
Snajper Specnazu, kombatant
czeczeńskiej wojny, robotnicy pracujący przy budowie gazociągu Gazprom, mieszkająca
w Niemczech Rosjanka, bezdomny, czeczeńskie dziecko i prostytutka – to bohaterowie
tej książki. Autorka poznaje ich przez przypadek – w pociągu, na ulicy,
bazarze. Ciekawa człowieka w każdym dostrzeże coś godnego uwagi, nie przepuści
tematu. Uparta, szczera, konsekwentna, otwarta. A przy okazji babeczka z jajami
i głową na karku. Taka do tańca i do różańca,
do butelki wódki również - bo w Zabijemy albo
pokochamy wódka leje się strumieniami.
Bohaterowie Wojtachy to ludzie na
zakręcie, którzy każdego dnia biorą się z życiem za bary. Niby zwyczajni, a
jednak w oczach autorki niezwykli. Otworzyli się przed nią, odsłonili swoją
duszę, wpuścili do swojego życia. A ona wchodzi w nie bardzo głęboko, angażuje
się, nie zachowując typowego dla reporterów dystansu. Trochę za dużo jest w
tekście jej własnych emocji, a jej postać zaczyna dominować nad właściwymi
bohaterami.
Wojtacha pisze w sposób bardzo
lekki, nie siląc się na wielką literaturę. Bez zadęcia, bez wielkich słów i
sentencji – zwyczajny potoczny język, w którym nie stroni od wulgaryzmów. To
jest jej styl i taka jest jej książka – szczera i bezpośrednia, wzruszająca,
ale też nie pozbawiona humoru. Zabijemy albo
pokochamy czyta się błyskawicznie, choć nie do końca jest to zaleta.
Poza historiami z życia paru osób,
które moim zdaniem sprawiały czasem wrażenie mocno podkręconych na potrzeby
książki, Wojtacha w zasadzie nie ma nic więcej do zaoferowania. O samej Rosji
pisze niewiele, traktuje ją trochę po macoszemu – gdzieś tam przy okazji
wybrzmi akcent polityczny, niechęć do Putina i jego sposobu rządzenia krajem,
sprzeciw wobec czeczeńskich wojen. Ale nic poza tym. Zabrakło mi jakiejś głębi,
jakiegoś szerszego kontekstu, podstawowych choć informacji. Może dlatego przez
tekst leci się błyskawicznie, bo nie ma w nim żadnej merytorycznej treści. Można
się wzruszyć parę razy, ale nic ponadto. A szkoda.
Chciałam poszerzyć swoją wiedzę o
Rosji, ale się nie udało. Poznałam za to bliżej rosyjską duszę. Rosja to przecież
stan umysłu, a w ten autorka wnika bardzo dokładnie. Na kartach tej książki pojawiają
się ludzie szczerzy, serdeczni i bardzo gościnni, a jednocześnie nieufni,
porywczy i gotowi bronić własnego kraju, choć życie w nim mają niełatwe.
Książka Wojtachy to lekkie
czytadło na wieczór lub dwa, pełne wzruszających historii, niestety pozbawione
głębszej treści. Ci, którzy pragną poszerzyć swoją wiedzę o Rosji poczują się
rozczarowani.
P.S. I ta okładka...ileż to razy chwytałam książkę do góry nogami ;)
Dla mnie to było dobre, choć zadziwiająco "lekkie" (jak na reportaż) czytadło. Mimo wszystko pasowała mi ta książka, bo nikt tak wiele nie mówi o kraju jak jego mieszkańcy.
OdpowiedzUsuńGdybyś historię o bezdomnym czy prostytutce wsadziła w inne miejsce, powiedziałyby Ci to samo o kraju, czyli w zasadzie nic. To nie jest zła książka, ale raczej taka, o której szybko się zapomina.
UsuńTa cała rosyjska dusza mnie przeraża zasadniczo. Polecam "Gogola w czasach Google'a". :-)
OdpowiedzUsuńA mnie fascynuje :) "Gogol w czasach google'a" już dawno przeczytany :)
UsuńObiema rękami podpisuję sie pod tym, co napisałaś!
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, czyta się to łatwo, lekko i przyjemnie, ale niewiele zostaje w głowie po lekturze. Liczylam na więcej :(((
W tej książce jest za malo Rosji, a za wiele Wojtachy. Dobrze, że czytałam egzemplarz biblioteczny, to mi nie żal wydanej kasy.
Ja też się pod Twoją podpisuję i zgadzam niemal z każdym słowem, z jednym tylko wyjątkiem - nie trawię "Zielonej sukienki"! ;)
Usuń