Bałagan, chaos, skakanie z tematu
na temat – to moje pierwsze wrażenia z lektury All inclusive. Na początku nie do końca rozumiałam zamysł autora i
to, co chce mi przekazać. Ale kiedy już dotarłam do drugiego rozdziału, wszystko
zaczęło się układać w logiczną i spójną całość. Całość, która przygniata.
Autor wychodzi poza schemat all inclusive serwowany na ulotkach biur
podróży i robi krok dalej. Także nie będzie tu opisów laurowego morza,
nieskazitelnie czystego nieba, piaszczystych plaż, nie będzie drinków z palemką
i towarzyszących w tle rytmów merengue.
Będzie prawdziwa Dominikana i jej realne problemy.
A potem wkraczamy do Piekła – czyli drugiego rozdziału
książki. I tu wszystkie elementy układanki schodzą się w jedną całość. To, co
wcześniej było chaosem, tu staje się czytelne, zamierzone i bardzo przejrzyste.
Niestety też uwierające, szokujące i boleśnie prawdziwe. Mariusz Wlekły
spokojnym, choć wzbudzającym emocje tonem, opowiada nam historię molestowanych seksualnie
dzieci. Molestuje sąsiad, ojciec, brat. Molestują też autorytety – mocno uprzywilejowani
na Dominikanie księża. I tu niestety czeka nas niechlubny, mocny polski akcent.
Jeśli chcecie zrozumieć
Dominikanę – i to dlaczego tak nisko w hierarchii stoją tam kobiety, dlaczego godzą
się na swoją pozycję, dlaczego istnieje społeczne przyzwolenie na molestowanie seksualne
kobiet i dzieci, dlaczego tylko czasem podniosą się z tego powodu głosy oburzenia
– koniecznie przeczytajcie All inclusive.
Raj, w którym seks jest bogiem.
To może nie jest wyjątkowe
językowo dzieło, ale zapada w pamięć. Nawet za bardzo. Z pozoru nudne,
spokojne, chaotyczne nieoczekiwanie uderza z całą mocą. Przemyślana konstrukcja,
szerokie spektrum, dociekliwość, rzetelność – takie jest All inclusive. To nie lekka lektura, to nie wczasy pod palmami. To
gorzka pigułka do przełknięcia. To losy rajskiego kraju, na którym historia i
kolejne rządy dyktatorów wywarły ogromne piętno. To piętno pokutuje do dziś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz