Gorąca Hiszpania. Komisarz Erik Winter przybywa tu
bynajmniej nie na wakacje. Jego ojciec leży w szpitalu po ciężkim ataku serca.
Tymczasem w Göteborgu dochodzi do makabrycznej zbrodni. Ginie małżeństwo z wieloletnim stażem. Policjanci, którzy jako pierwsi
przybywają na miejsce, są w szoku. Ciała są potwornie okaleczone, a ich
głowy odcięte i pozamieniane miejscami. Na ścianie sprawca zostawił wiadomość.
Na czym polega na okrutna gra i czy będą kolejne ofiary?
Na okładce czytam Nerwy będziecie mieli napięte do granic
możliwości […].Myślę: będzie nieźle. A jednak coś tu poszło nie tak.
W czym rzecz, skoro wątek
kryminalny zapowiada się nienajgorzej? Ano w tym, że przez pierwsze sto
czterdzieści stron w książce nie dzieje się absolutnie nic. Wnikamy dość powoli
w życie osobiste Erika Wintera i w jego rozważania nad losem. Super, ja lubię
jak autor przybliża nam bohatera serwując to i owo z jego życia po pracy, ale
tym razem to była lekka przesada. Równowaga się zachwiała. To w końcu miał być
kryminał, a nie powieść obyczajowa. Pod koniec akcja nabiera tempa, kluczy i
zaskakuje, a potem autor robi swój standardowy numer…Wiemy, kto, ale nie wiemy
czemu. I za to nie lubię Åke Edwardsona. Mi nie wystarcza rozwiązanie zagadki i
złapanie sprawcy. Chciałabym jeszcze wiedzieć, co nim kierowało, jaka była
motywacja, co działo się w jego głowie i dlaczego zrobił to, co zrobił. A tu
ciach, ostatnia strona. Dziękuję, do widzenia. To koniec. Ludzie nie wychodzą
ot tak na ulicę i nie mordują tak sobie przypadkowych osób. Zawsze coś stoi za
popełnioną zbrodnią i ja chciałbym to wiedzieć. Tego mi jednak autor nie
wyjaśnia. Nie wiem, czy to celowe, czy autorowi brakuje na to pomysłu. Jeśli
celowe – to ja tego nie kupuję. Jeśli brak pomysłu – to może lepiej odpuścić
sobie kryminały?
Podsumowując: największym minusem
serii o Eriku Winterze są zakończenia. Zawieszone i niedopowiedziane, co mnie
osobiście bardzo irytuje. Ale czyta się to całkiem nieźle. Widać, że z książki
na książkę Ewardson pisze coraz lepiej, lżej, bez wcześniejszej nerwowości,
szarpania i dziwnych dialogów. Czy bym poleciła? Nie, raczej nie. Edwardson to
zdecydowanie nie moje top ten. Taka
średnia półka. Daleko do mistrzów, daleko też na szczęście do dna. Kategoria:
czytasz - zapominasz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz