Kolejna upalna noc w Götebogu.
Wracająca samotnie do domu dziewiętnastoletnia Jeanette pada ofiarą gwałtu.
Erik Winter, który zajmuje się sprawą, odkrywa, że w tym samym miejscu pięć lat
temu doszło do podobnego przestępstwa. Z tą tylko różnicą, że tamta kobieta nie
żyje. Wkrótce dochodzi do kolejnych gwałtów, a jego ofiary nie mają tyle
szczęścia co Jeanette. Czy te wszystkie zbrodnie mają wspólny mianownik? Czy
sprawca był ten sam? W tej sprawie pojawia się wiele znaków zapytania, a Erik
Winter poświęca cały swój czas, by rozwiązać tę zagadkę, przez co zaniedbuje
swoją rodzinę.
Niech to się nigdy nie skończy, czyli czwarta część cyklu o
komisarzu Winterze, pozytywnie mnie zaskoczyła. Wartka i trzymająca w napięciu
akcja, ciekawy wątek kryminalny, a do tego wyjątkowo dobre jak na Edwardsona
zakończenie. Wszystko na swoim miejscu i bez zbędnych szczegółów. Dodajmy do
tego nieźle poprowadzone wątki poboczne (romansik nam się kroi, ale nie zdradzę
kto z kim), ciekawie ewoluującą postać komisarza i mamy całkiem niezły kryminał
z obyczajowym tłem. Przeczytałam błyskawicznie, a przy Edwardsonie zdarza mi
się raczej przymarudzić.
Tym razem daję czwórkę z małym
plusem na zachętę na przyszłość :)
P.S. Z góry uprzedzam, że piąta
część nie pojawi się na blogu. Czytałam spory czas temu, zbyt spory by porywać
się na recenzję. Była jednak na tyle dobra, że to właśnie dzięki niej sięgnęłam
po całą serię. Oby tak dalej. Oby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz