2 lipca 2018

Ostatnia sprawa Fredriki Bergman - Kristina Ohlsson


Oto lektura skrojona na miarę moich potrzeb. Skutecznie odrywała mnie od rzeczywistości, zasysała i odcinała od wszelkich bodźców zewnętrznych. Pochłaniała mnie tak, że czytałam w każdej wolnej chwili i żal mi było ją odłożyć. Ten stan, kiedy umierasz z ciekawości co dalej, ale nie możesz doczytać książki, bo: zaczynasz pracę, musisz iść spać, masz inne pilne obowiązki do zrobienia… Miałam ochotę rzucić wszystko i nic tylko czytać. Właśnie takie uczucia towarzyszyły mi podczas czytania tej książki.


Mężczyzna zabity w fotelu, postrzelony w pierś we własnym domu, z obrączką córki na palcu. Młody mężczyzna rozpaczliwie i bezskutecznie poszukujący swojego brata. Rodzina, której świat dramatycznie i bez ich zgody, skurczył się do kilkunastu metrów kwadratowych. Anonimowe listy i kolejne ofiary. Co łączy te sprawy? Odpowiedzi na to pytanie szukają Alex Recht i Fredrika Bergman, a finał zaskoczy ich bardziej niż się spodziewali.

Do tej pory Kristina Ohlsson zawiodła mnie tylko raz [klik], ale tym razem wraca do formy. Ostatnia sprawa Fredriki Bergman ma wszystko, co powinien mieć dobrze skrojony kryminał. Jest zagadka, na tyle skomplikowana, by trzymać czytelnika w napięciu, jednak nie na tyle, by ten przy okazji się w niej pogubił. Jest równowaga między wątkiem kryminalnym, a obyczajowym tłem. I są bohaterowie, których się lubi, którym się kibicuje i którzy są obdarzeni takimi cechami, by być wystarczająco wiarygodni (aczkolwiek są też tacy, których się nie lubi i ma się ku temu całkiem dobre powody). Czego chcieć więcej? Dla mnie to wystarczy by dobrze się bawić i mieć satysfakcję z lektury.

Ostatnia sprawa Fredriki Bergman to nie tylko dobra rozrywka, ale też wysiłek dla szarych komórek – i to także lubię w kryminałach. Nie wystarczy lecieć na oślep za akcją, trzeba czytać czujnie, z uwagą, by wyłapać szczegóły, które mają znaczący wpływ na dalszy rozwój wypadków i krok po kroku prowadzą do rozwiązania sprawy. Kristina Ohlsson ciekawie konstruuje swoje książki – rzuca trop, by za chwilę go zmylić, uprzedza fakty, ale na takim poziomie ogólności, że tylko bardziej zaostrza ciekawość, zgrabnie przeplata perspektywy czasowe, by podtrzymać napięcie. W efekcie czytelnikowi wydaje się, że wie już wszystko, co jest potrzebne do samodzielnego rozwiązania zagadki, ale w rezultacie okazuje się, że to tylko mylne wrażenie.

W tej części wątek kryminalny i prywatne życie bohaterów zazębiają się bardzo mocno, co tylko dodatkowo podnosi napięcie. Ekscytuje nie tylko zagadka, ale także to, jaką rolę mają w niej do odegrania Alex Recht i Fredrika Bergman. Z jednej strony umiera się z ciekawości, jaki będzie finał, z drugiej rosną obawy, jak bardzo poobijani wyjdą z tej sprawy bohaterowie, których w międzyczasie zdążyło się obdarzyć sympatią.

Nie trzeba być tytanem intelektu, by po tytule domyślić się, że autorka kończy tę serię i to będzie nasz ostatni raz w towarzystwie Alexa i Fredriki. I zamyka ją dobrze przemyślaną klamrą, którą nawiązuje do pierwszych śledztw, prowadzonych przez ten duet. To taki dodatkowy smaczek, którym obdarowuje czytelnika autorka. Trzeba sobie przypomnieć, co działo się w poprzednich książkach i jako to będzie miało wpływ na aktualnie prowadzoną sprawę. Ciekawie pomyślane.

Że to ostateczne pożegnanie – raczej nie ma wątpliwości, ale żegna się Kristina Ohlsson ze swoimi bohaterami ze smakiem. Nie odzierając ich z godności, nie robiąc z nich życiowych sierot, widzimy ich na końcu drogi, ale wciąż w dobrej formie i z planami na przyszłość. Piszę o tym nie przypadkowo – nigdy nie wybaczę Henningowi Mankellowi tego, co zrobił na do widzenia swojemu bohaterowi (a mojemu idolowi) Kurtowi Wallanderowi. Takich rzeczy się nie robi swoim bohaterom, po prostu nie wypada. I za to, że Ohlsson robi to z klasą – duży plus. Szkoda, że kończy się ta seria, ale dobrze, że kończy się tak, a nie inaczej. Duża przyjemność, spora frajda i godziny spędzone z wypiekami na twarzy. Polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz