Chciałabym peany wyśpiewać na
cześć tej książki – ale mi nie wychodzi. Chciałabym najlepiej jak potrafię
opisać, jak bardzo mnie zachwyciła – ale słów brak. Chciałabym choć w
minimalnym stopniu napisać ten tekst tak pięknie, jak napisał Mikrotyki Paweł Sołtys – ale jest to
absolutnie nierealne. A zatem powiem tylko skromnie, że urzekła mnie ta książka,
językowo rozwaliła na kolana. Cudnie, cudnie jest napisana!
Paweł Sołtys vel Pablopavo to
dobry tekściarz i jak się okazuje, równie dobry pisarz. Czuje pióro i włada nim
z lekkością, której mogę mu tylko pozazdrościć. Mikrotyki urzekają stylem, metaforami, porównaniami, szykiem
przestawnym, który tak tępi w moich tekstach mąż. Ten zbiór opowiadań pełny jest
językowych perełek, sformułowań, które onieśmielają swoją finezją. Te teksty mają
swój specyficzny rytm, melodię, ich się nie czyta – przez nie się płynie!
Smakuje ich kunszt. I nie czuć w tym żadnego wysiłku, żadnej przesady, żadnego
popisywania się wirtuozerią – te frazy wychodzące spod pióra Pawła Sołtysa
wydają się być tak zwyczajnie naturalne, takie „po prostu”. Mogłabym tak bez
końca, ale język mój nie nazbyt jest giętki, by powiedzieć wszystko, co pomyśli
głowa. Absolutny podziw i szacunek.
Paweł Sołtys nie sięga po tematy
wielkie, sensacje z pierwszych stron gazet, informacje z żółtych pasków wiadomości.
Opowiada o codziennym życiu szarych ludzi, którzy niczym się na co dzień nie
wyróżniają. O miejscowych pijaczkach, chłopaczkach z blokowiska, dziewczynie z
zajęczą wargą, ale boskim ciałem, o człowieku, który boi się opuścić swoje
mieszkanie. Opowiada o radościach i troskach swoich bohaterów, złamanych
sercach i pierwszych zawodach miłosnych, pierwszym fajku i browarze wypitym z
kolegami, o życiu, śmierci i codziennym przemijaniu. Prowadzi czytelnika po
warszawskich osiedlach, lokalnych barach, zakładach fryzjerskich, opuszczonych
budynkach i klatkach schodowych. W tym, co zwyczajne, upatruje materiału na niecodzienne
historie.
I nie są te opowiadania rozbuchane
fabularnie, nic z tych rzeczy. Żadnej tu sensacji, nagłych zwrotów akcji. Bardziej
tu skromnie, kameralnie, melancholijne i tak jakby smutno, choć humoru w tych tekstach
też nie brakuje. Paweł Sołtys łapie chwile, fragmenty rzeczywistości, zaledwie migawki
i lepi sobie z nich całość. Nie dopowiada, zostawiając pole na domysły.
Czytać ten zbiór opowiadań należy
niespiesznie, uważnie, smakując powoli. Odkładając na moment, by znów sięgnąć za
chwilę. Zaznaczać ulubione fragmenty i wracać do nich po czasie. Tak, jestem
pewna, że jeszcze wrócę do tej książki, do tych kawałków, które zapadły w głowę.
Do tych całych stron czasem popodkreślanych.
Z niepozornych rzeczy zrobić coś
tak pięknego…Absolutny zachwyt. I nie przeszkadza, że te historie czasem nie
prowadzą donikąd, że urywają się nagle, że czasem są jakby o niczym. Może o
Tobie, a trochę i o mnie. O tym, co na sercu leży i uwiera po czasie.
A ta piosenka jest
zrobiona z tego miasta odpadków
Ze śmieci, gruzów,
kawałków pozostałych po wypadku
A ta piosenka jest
zrobiona z tego, co już niepotrzebne
Z opuszczonego, wyrzuconego,
zapomnianego bezwiednie.
Brzmiała mi w głowie przez cały
czas, kiedy czytałam, ta melodia. Bo takie właśnie są Mikrotyki: ulepione z kawałków, odpadków, tego, co nikomu już nie
jest potrzebne. Panie Pawle, ja czekam na więcej! O więcej proszę! Już dawno
tak miłego spotkania z polską literaturą nie doświadczyłam i sama dziwię się sobie.
I dobrze mi z tym zdziwieniem. I kończę, bo zaraz sama odpłynę w nieporadną
poezję.
Czytajcie koniecznie!
Pusto to może zabrzmi, ale gdybym omiatała wzrokiem książki w księgarni, tę pewnie bym ominęła. Nie przykuła mojej uwagi okładką, za to zainteresowałaś mnie jej treścią. (tylko gdzie upychać te książki na moim mini regaliku?)
OdpowiedzUsuńE-booków nie trzeba upychać na regaliku ;) A ja też zignorowałabym tę książkę, gdybym nie przeczytała przypadkiem jej recenzji :)
Usuń