28 kwietnia 2018

Macbeth - Jo Nesbo


Nowe wyzwania, prestiżowe projekty, uwspółcześniona adaptacja dramatu Szekspira. Wszystko fajnie, tylko mi osobiście marzy się, by Nesbo powrócił do tego, co naprawdę „żarło”, czyli do starego, dobrego Harry’ego Hole. Seria, którą zdobył sobie popularność i rzesze fanów, leży i kwiczy, a nowe projekty wcale – że tak powiem – dupy nie urywają.


Nie ma co ściemniać, nie podobał mi się Macbeth. Zresztą mogę mieć pretensje tylko do siebie, sama wpuściłam się w maliny. Zadziałał utarty skrót myślowy: jest Nesbo, jest kryminał. A tym razem – no, sorry – nie bardzo. Nie doczytałam, nie zorientowałam się, wyposzczona rzuciłam się na nową książkę, zupełnie nie wiedząc, na co się porywam. A porwałam się na coś, co właściwie udaje kryminał – bo co to za zabawa, kiedy od początku do końca wie się, co właściwie się wydarzy. I wcale nie trzeba być tu alfą i omegą w dziedzinie literatury, wystarczy ogólna wiedza. I koniec zabawy.

Do końca miałam nadzieję, że Macbeth Jo Nesbo nie jest tylko uwspółcześnioną, wierną adaptacją dramatu Szekspira. Że jest to tylko baza, na której Nesbo zbuduje coś nowego, jakąś wariację tego dzieła, z jakimś tam jednak niespodziewanym zwrotem akcji, elementem zaskoczenia, czymś co orbitowałoby wokół oryginału, ale nie było jego kopią osadzoną tylko w innych realiach. No cóż – jak to się mówi – ponoć nadzieja umiera ostatnia. Moja umarła w połowie książki, legła w grobie i nie zmartwychwstała. Może ja się nie znam, może czegoś nie kumam, może nie umiem się bawić, ale Macbeth w wersji Nesbo jest zwyczajnie nudny i przyciężkawy. I nie tylko ja tak sądzę, co dodaje mi nieco otuchy i utwierdza w przekonaniu, że może jednak mam nieco racji.

Dlaczego nudny? Spróbujcie bez zgrzytania zębami przejść przez kilka pierwszych stron opisu lecącej z nieba kropli deszczu. Już to na dzień dobry dało mi do myślenia i czułam, że znów między mną, a nową książką Jo Nesbo chemii nie będzie [po wyjaśnienie dlaczego „znów”, wystarczy KLIK]. Takich „poetyckich” opisów jest więcej. I ja tego nie kupuję. Rozumiem, skąd taki styl - aż tak ciemna nie jestem – ale nadal to do mnie nie trafia.

Dlaczego przyciężkawy? Bo realia, w których rozgrywa się akcja może i uwspółcześnione, ale język, którym posługują się bohaterzy już nie zawsze. I mi to robi zgrzyt. Bo jak ćpun (tak, Mackbeth Nesbo ćpa) i była prostytutka zwracają się do siebie „Ukochana”, „Ukochany” to brzmi to trochę sztucznie i górnolotnie. Jak wulgaryzmy mieszają się z frazami niemal żywcem zaczerpniętymi z oryginału – to ja się pytam, co jest? Albo jedno, albo drugie – konsekwentnie. Albo uwspółcześniamy wszystko: akcję, realia i język, albo trzymamy się wersji, że czasy może nieco bardziej współczesne, ale gramy językiem poetyckim. Mieszanie tych konwencji nie zawsze się sprawdzało, bo czasem poetycki język nijak pasował do okoliczności.

Nie będę się porywać na pogłębioną analizę porównawczą z oryginałem. Nie widzę takiej potrzeby. Doceniam pomysłowość autora, pracę, którą wykonał – wszak adaptacja też nie jest łatwa - ale absolutnie to do mnie nie trafia. Nie będę szukać głębokich refleksji, ukrytych przesłań i tego, co autor miał na myśli. Jak bym się chciała pozastanawiać nad bolączkami świata, podłością ludzką i tym, co władza czyni z człowiekiem – sięgnęłabym po oryginał. Od Nesbo oczekuję napięcia, zwrotów akcji, dobrego mięsistego kryminału, a nic takiego nie dostałam. Przedzierałam się natomiast przez kolejne strony cierpiąc i okrutnie złorzecząc.

Może się nie znam. Może się mylę. Takie jest moje zdanie i mam do niego prawo. Nie będę odradzać lektury – zmierzcie się z nią sami. Ja chętnie dowiem się, jakie są Wasze wrażenia.

2 komentarze:

  1. Generalnie mam podobne odczucia, choć jestem dopiero w połowie. Nie przekonuje mnie ten Makbet - postacie są kompletnie papierowe i za grasz wiarygodne. Liczyłem, że Macbeth będzie czym w stylu powieści "Syn", w której Nesbo twórczo przełożył na brutalny kryminał... ewangelię (uwielbiam tę powieść!). A tutaj odnoszę wrażenie, że Nesbo przepisał Szekspira zmieniając tylko scenografię i przerabiając dramat na powieść. Postacie są sztuczne, ich motywy... jakie motywy!
    Ale nie zgodzę się, że seria o Harrym Hole "leży i kwiczy" - przecież w zeszłym roku ukazało się "Pragnienie" - bardzo dobra, najnowsza część serii.
    No i mi osobiście początkowy opis kropli deszczu lecącej z nieba bardzo się spodobał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A rzeczywiście, masz rację - "Pragnienie" było w kwietniu ubiegłego roku! :) A wydawało mi się, że to było znacznie dawniej. Wiesz, jak się lubi jakiegoś bohatera, to rok przerwy to dużo ;) I zamiast "Macbetha" chętniej przeczytałabym coś o Harrym. "Syna" nie czytałam. Nesbo poza serią o Harrym jakoś do mnie nie trafia.

      Usuń