Polowaniem Ursula Poznanski całkiem udanie rozpoczęła serię o
duecie Beatrice Kaspary i Florinie Wennigerze. Na tyle udanie, że rozbudziła
mój apetyt na więcej, więc od razu wzięłam się za kolejną część, by sprawdzić,
czy autorce uda się utrzymać poziom. Można powiedzieć, że zasadniczo jej się to
udało, mam tylko jedno małe „ale”.
Akcję Głosów osadziła autorka w szpitalu psychiatrycznym, w którym
dochodzi do serii tragicznych wydarzeń. Po kolei giną lekarze oddziału i
pacjenci. Czarną serię rozpoczyna śmierć młodego lekarza, którego ciało
znajduje jeden z pacjentów. Zwłoki „ozdabia” dziwna konstrukcja, składająca się
różnych przedmiotów. Znalezione na miejscu zbrodni odciski placów wskazują na
jedną z pacjentek, która od lat nie komunikuje się ze społeczeństwem, a
nawiązanie z nią jakiegokolwiek kontaktu jest niemożliwe. Beatrice i Florin
rozpoczynają śledztwo, które ma ich doprowadzić do rozwiązania zagadki.
Miejscem akcji Poznanski ujęła
mnie od razu. Nie ma chyba bardziej intrygującego, tajemniczego i budzącego
niepokój miejsca niż szpital psychiatryczny i oddział, na którym leczy się
ciężkie przypadki stresu pourazowego. Podejrzani są wszyscy – lekarze i
pacjenci. Wyobraźnia sama podsuwa różne obrazy i możliwe scenariusze tego, co
mogło się wydarzyć za murami szpitala. Szpitalne korytarze, opuszczone
pomieszczenia, neurotyczni pacjenci i lekarze, którzy za grosz nie wzbudzają
zaufania – to wszystko sprawia, że książka ma bardzo niepokojący klimat.
Ciekawie rozwija się wątek
głównych bohaterów. Temperatura pomiędzy Betarice a Florinem rośnie, ich
relacje schodzą na coraz bardziej intymny poziom, co znów nie pozostaje bez
wpływu na ich kontakty zawodowe. Rozbudowane wątki osobiste nie dominują nad
główną akcją, ale stanowią jej uzupełnienie. Lubię kryminały, w których autor
pozwala nam nieco bardziej poznać swoich bohaterów, wprowadza nas w ich
codzienne życie, a jednocześnie potrafi zachować umiar pomiędzy właściwą akcją,
a dodatkami. Dobrze zarysowani bohaterowie, budzący sympatię, wiarygodni i wielowymiarowi
są jednym z elementów, dla których sięga się po kolejne części serii. Często
wraca się do bohaterów, bo przywiązujemy się do nich, lubimy ich – wątek kryminalny
może nawet wtedy lekko kuleć, a i tak jest ekscytująco.
Polowanie chwaliłam i prawie nie miałam uwag, ale Głosy – no właśnie – trochę mi się tutaj
zapaliła czerwona lampka. Wszystko pięknie, wszystko ładnie, poziom emocji
całkiem wysoki, akcja rozwija się w dynamicznie i nagle – trach. Gdzie ja to
już widziałam? Finalne rozdziały w Głosach
są niemal kalką tego, co działo się w pierwszej części. Autorka
wykorzystała ten sam schemat. Niby jest inaczej, niby inne realia, inna sprawa,
ale mechanizm ten sam – to mi trochę zgrzyta. Jeśli w kolejnej części to się
powtórzy, zrobi się już zbyt odtwórczo. Druga rzecz, która mi trochę tu
przeszkadzała, to pewna naiwność, która wkradała się w relacje Beatrice i
pacjentki, której odciski palców znaleziono przy pierwszym ciele. Trudno
uwierzyć w to, że policjantce, która na co dzień nie ma kontaktu z osobami
psychicznie chorymi, tak łatwo przyjdzie nawiązanie kontaktu z osobą nie komunikującą
się ze społeczeństwem na co dzień. Mało to wiarygodne, ale niech będzie – aż
tak bardzo nie odbija się to na odbiorze całości.
Ogólnie zatem całkiem dobrze, Głosy wciąż czyta się z zainteresowaniem
i ma się ochotę na kolejne części. Jedynie koniec budzi trochę mieszane
uczucia. Liczę na to, że w kolejnych książkach autorka pójdzie w nieco inną
stronę i poszuka alternatywnych rozwiązań, bo trzeci raz w tej samej konwencji
będzie trochę gwoździem do trumny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz