Jeśli kryminał, to tylko
skandynawski! Dalej tak uważam, ale ostatnio zdarzają mi się skoki w bok. A to
thriller amerykański, a to kryminał japoński – w obu przypadkach romans średnio
udany, ale nie zrażam się. Zazwyczaj oporna na wszelkie polecanki, tym razem
dałam się namówić na kryminał austriacki i sama jestem zdziwiona tym, że tak mi
się podobał.
Mocny prolog, scena morderstwa,
dość konkretne wprowadzenie w temat, a za chwilę niemal sielska sceneria, z
poranną rosą, pasącymi się krowami i wschodzącym słońcem - świetny kontrast dla
kobiecego ciała, które przypadkiem znajduje na swoim polu rolnik. Nieznana
ofiara ma tatuaż na stopach – współrzędne, które naprowadzają duet Beatrice
Kaspary i Florina Wennigera na kolejne makabryczne odkrycie. Tak zaczyna się
specyficzna gra pomiędzy mordercą a policją, w której stawką jest ludzkie
życie, a GPS nieodzownym narzędziem bez którego śledztwo nie ruszy ani na krok.
Zaczyna się polowanie – mordercy na kolejne ofiary i policji na nieuchwytnego,
tajemniczego sprawcę. Jaki będzie finał?
Z dużą nieufnością podchodzę do
„nieskandynawskich” kryminałów, bo rzadko się zdarza, żeby miały wszystko, co
powinien mieć porządny kryminał: klimat, interesujących bohaterów i akcję
toczącą się wokół zbrodni, która przeraża i intryguje jednocześnie. Tym
bardziej byłam zaskoczona książką austriackiej pisarki Ursuli Poznanski, bo
okazało się, że Polowanie ma to
wszystko i że czyta się to naprawdę dobrze.
Akcję autorka opiera na Geocachingu, czyli grze, w której kierując się wskazaniami
GPS, szuka się fantów pozostawionych przez innych uczestników zabawy. W Polowaniu fanty zostawia morderca, są
one dość makabryczne, a żeby dotrzeć do kolejnego miejsca z ukrytą
„niespodzianką”, policja musi rozwiązać dołączoną do każdego z fantów zagadkę.
Jakby atrakcji było mało, morderca ma też dość „wyszukane” podejście do
zadawania swoim ofiarom cierpienia i raczej się nie ogranicza w metodach
pozbawiania ich życia. Wszystko to powoduje, że Polowanie czyta się z rosnącym zainteresowaniem, jaki będzie finał
zagadki i ile razy poleje się krew, zanim policja wpadnie na odpowiedni trop.
Dużym plusem tego kryminału jest także duet Kaspary&Wenniger. Każda z tych
postaci jest sama w sobie interesująca, a dzięki temu, że autorka nie szczędzi
informacji o ich prywatnym życiu, są one bardzo realistyczne i dość szybko
stają się bliskie czytelnikowi. Żadni tam superbohaterowie, niezniszczalni i
bez skaz, a zwykli ludzie, którzy jak każdy śmiertelnik borykają się z
codziennymi problemami i próbują (bez powodzenia) znaleźć balans pomiędzy pracą
a osobistymi sprawami. To, co jednak intryguje w tym duecie najbardziej, to ich
wzajemne relacje oparte na niedopowiedzeniach, gestach, uśmiechach. Wzajemną
fascynację czuje się od pierwszych stron i z zainteresowaniem śledzi się rozwój
wypadków pomiędzy tym dwojgiem. Kolejny plus także za stworzenie kobiecej
bohaterki, która nie irytuje rozchwianiem emocjonalnym, a jest bardzo sensowną,
budzącą jednocześnie sympatię i podziw postacią. Jeśli chodzi o klimat powieści,
to zarówno miejsca akcji, zbrodnie oraz wiszące w powietrzu tajemnice
sprawiają, że jest wystarczająco – jak na mój gust – mrocznie.
Jest
dynamicznie, ciekawie, zagadka na tyle skomplikowana, że nie rozwiązuje się jej
w połowie książki, do samego końca autorce udaje się utrzymać napięcie,
zaskakujący finał – czego chcieć więcej? Jestem bardzo zaskoczona i mile
rozczarowana, bo nie spodziewałam się tak dobrze skrojonej lektury. Bardzo –
jak na nieskandynawski kryminał – przyzwoicie. Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz