Niechciane Kristiny Ohlsson to
pierwsza część z serii o Fredrice Bergman, która ukazała się w Polsce sześć lat
temu. Nie jest to zatem żadna nowość, ale szkoda byłoby ją przegapić. W zalewie
skandynawskich kryminałów i kolejnych autorów okrzykniętych następcami
Mankella, Nessera, czy Larssona, powoli wszystko zaczyna się zlewać w jednolitą
masę, z której coraz trudniej wyłowić
coś naprawdę interesującego. Na tym tle debiutancka książka Ohlsson wypada
naprawdę dobrze i powiem szczerze – dawno już nie czytałam tak wciągającego
kryminału.
Ohlsson już na starcie bierze się
za konkretny temat – na warsztat idzie przemoc wobec dzieci. Punktem wyjścia
jest zniknięcie kilkuletniej dziewczynki, która podróżuje pociągiem relacji
Gotebörg-Sztokholm ze swoją matką. Spuszczona na chwilę z oka – przepada bez
śladu. Sprawa trafia do trzyosobowej ekipy składającej się z legendarnego
detektywa Alexa Rechta, śledczego Pedera Rydha i cywilnego pracownika policji
Fredriki Bergman. Od początku śledztwo traktowane jest rutynowo i idzie utartym
szlakiem, jednak szybko nabiera rumieńców i przybiera nieoczekiwany obrót. Kto
porwał dziecko i dlaczego? I gdzie szukać śladów do rozwiązania zagadki? Czego
nie chce wyznać przerażona matka?
Biorąc pod uwagę, że to debiut,
Ohlsson świetnie sobie radzi. Już od pierwszych stron skutecznie przykuwa uwagę
czytelnika. Wybrała co prawda niespecjalnie oryginalny temat i wielokrotnie już
eksploatowany, ale za to nośny – nic przecież tak nie przykuwa uwagi, jak
cierpienie i krzywda, zwłaszcza kiedy cierpi niewinne dziecko. Temat w zasadzie
samograj, ale trzeba mieć duże wyczucie, żeby za bardzo nie popłynąć i nie
przedobrzyć z przemocą i brutalnością fabuły. Ohlsson się ta sztuka udaje –
wywołuje niepokój, ale nie idzie w drastyczne opisy. Dobrze sobie też radzi z
budowaniem napięcia. Dozuje informacje tak, by zaintrygować czytelnika,
podrzucić mu jakiś trop, ale jednocześnie utrzymuje go cały czas w pewnej
niepewności. Oczywiście pod koniec lektury można mniej więcej przewidzieć, w
jakim kierunku to zmierza, ale mimo wszystko do ostatniej strony czyta się tę
książkę z zapartym tchem. To mimo wszystko duża sztuka zakończyć akcję tak, by
nie rozczarować czytelnika.
Kolejną zaletą Niechcianych są postaci, a te stworzyć
tak, by sprawiały wrażenie ludzi z krwi i kości, też nie jest łatwo. I tu znów
Ohlsson staje na wysokości zadania, tworząc trio, w którym każdy obdarzony jest
innym temperamentem, cechami charakteru, zachowaniem i stylem bycia. Alex,
Peder i Fredrica to postacie wiarygodne, przemawiające do czytelnika, budzące
określone emocje, borykające się z takimi samymi problemami na co dzień, jak
każdy z nas i mające różne grzeszki na sumieniu. Z tak nakreślonymi bohaterami
łatwiej się utożsamić i wejść w ich skórę. Lubię, kiedy autor nie tylko stawia
na wątek kryminalny, ale też ciekawie rozbudowuje tło. Po drugą część serii
sięgnę nie tylko z powodu poziomu emocji, które udało się wywołać we mnie
autorce podczas lektury, ale również dlatego, że jestem ciekawa, co wydarzy się
w życiu poszczególnych postaci.
Podsumowując – Niechciane to dobry debiut, który ma
wszystkie cechy porządnego kryminału, a przy tym jest dobrze napisany. Niby to
takie proste, a jednak wielu autorom się to zwyczajnie nie udaje. Ohlsson
trafia do mnie bez żadnych wątpliwości. Powtórzę jeszcze raz – trzyma w
napięciu, dobrze pisze, kreśli wiarygodne postaci i umie zachować umiar, jeśli
chodzi o poziom drastyczności opisów. Czego chcieć więcej? Nic tylko czytać.
Mnie takze przypadl do gustu styl Kristiny Ohlsson. Potrafi dobrze pisac i naprawde wciaga. Serdecznie polecam.
OdpowiedzUsuńZamierzam kontynuować :)
Usuń