Debiutem Niechciane Kristina Ohlsson wysoko zawiesiła poprzeczkę i od razu –
zarówno stylem, tematem, jak i kreacją bohaterów – trafiła w mój gust. Odwet, kontynuacja cyklu o Fredrice
Bergman, choć fabularnie mniej mnie kręci, wciąż trzyma poziom. Póki co Kristina
Ohlsson pozytywnie mnie zaskakuje i jak najbardziej daje radę.
Odwet rozpoczyna rozdział Na
początku, który z solidnym kopnięciem wprowadza nas w temat. Jeszcze nie
znamy szczegółów, jeszcze nie wiemy, gdzie nas to zaprowadzi, ale już czujemy,
że będzie interesująco. Potem od razu przenosimy się do roku 2008, w którym
naprzemiennie raz akcja rozgrywać się będzie w Sztokholmie, raz w egzotycznym
Bangkoku. Punktem wyjścia jest tu śmierć pastora Jakoba Ahlbina i jego żony. Zarówno
pozostawiony przez pastora list, jak i informacja o przedawkowaniu narkotyków
przez jedną z córek, wskazuje, że może to być samobójstwo. Jednak zespołowi
Alexa Rytha coś tutaj śmierdzi, tym bardziej, że znika bez śladu również druga
córka pastora, której zeznania w tej sytuacji wiele by mogły wyjaśnić.
Motywem przewodnim Odwetu staje się kwestia – jakże i dziś
aktualna – nielegalnych emigrantów, poszukujących szczęścia i spokojnego życia
w Europie oraz przemytników, którzy na dramacie innych pragną zbić fortunę. Jak
już wspomniałam na początku, nie jest to może temat, który mnie jakoś
specjalnie ekscytuje, ale trzeba przyznać, że Ohlsson prowadzi go całkiem
ciekawie. I zgrabnie – bo mnogość wątków, bohaterów i miejsc, w których dzieje
się akcja, na początku oszałamia i może powodować poczucie zagubienia – jednak
wszystko w odpowiednim czasie wskakuje na swoje miejsce. Cała fabuła układa się
w logiczną i sensowną całość, w której enigmatyczny początek znajduje swoje
wyjaśnienie. Wszystko to sprawia, że Odwet
czyta się ze sporym zainteresowaniem i tak jak w przypadku pierwszej części
– trudno się od książki Ohlsson oderwać.
Nie będę ukrywać, że dużą
przyjemność sprawiło mi spotkanie z dawnymi znajomymi – Alexem, Pederem i
Fredricą – trójką bohaterów stanowiących trzon tej serii. Ich osobiste
perypetie są równie pasjonujące – jeśli nie bardziej – niż właściwa akcja.
Powtórzę to, co pisałam przy okazji pierwszego spotkania z Ohlsson – udało jej
się stworzyć naprawdę wielowymiarowych, ciekawych i przekonujących bohaterów,
którzy nie pozostawiają czytelnika obojętnym. Obdarzamy ich mniejszą lub
większą sympatią, kibicujemy lub nie ich poczynaniom, wczuwamy się w ich
sytuację i z zainteresowaniem śledzimy ich losy. Dzięki tej trójce – a
zasadniczo w tej części czwórce, bo zespół rozrasta się o kolejnego członka,
Joara, który skutecznie podnosi ciśnienie Pederowi – seria Ohlsson nabiera
dodatkowych rumieńców.
Póki co podoba mi się to, co
serwuje Kristina Ohlsson i nie mam do tego większych zastrzeżeń. Pisze dobrze,
sensownie prowadzi wątki kryminalne, kiedy trzeba, zwodzi na manowce, ale też
nie kombinuje bez potrzeby. Do tego potrafi również wpleść w swoje kryminały
nieco „obyczajówki”- dzięki temu czyta się to z zainteresowaniem i wypiekami na
twarzy i bez poczucia rozczarowania, że część kryminalna w jakikolwiek sposób
na tym traci. Bez większych wątpliwości jestem na tak, a zatem i Wy bierzcie i
czytajcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz