30 grudnia 2016

Odwet - Kristina Ohlsson

Debiutem Niechciane Kristina Ohlsson wysoko zawiesiła poprzeczkę i od razu – zarówno stylem, tematem, jak i kreacją bohaterów – trafiła w mój gust. Odwet, kontynuacja cyklu o Fredrice Bergman, choć fabularnie mniej mnie kręci, wciąż trzyma poziom. Póki co Kristina Ohlsson pozytywnie mnie zaskakuje i jak najbardziej daje radę.


Odwet rozpoczyna rozdział Na początku, który z solidnym kopnięciem wprowadza nas w temat. Jeszcze nie znamy szczegółów, jeszcze nie wiemy, gdzie nas to zaprowadzi, ale już czujemy, że będzie interesująco. Potem od razu przenosimy się do roku 2008, w którym naprzemiennie raz akcja rozgrywać się będzie w Sztokholmie, raz w egzotycznym Bangkoku. Punktem wyjścia jest tu śmierć pastora Jakoba Ahlbina i jego żony. Zarówno pozostawiony przez pastora list, jak i informacja o przedawkowaniu narkotyków przez jedną z córek, wskazuje, że może to być samobójstwo. Jednak zespołowi Alexa Rytha coś tutaj śmierdzi, tym bardziej, że znika bez śladu również druga córka pastora, której zeznania w tej sytuacji wiele by mogły wyjaśnić.

Motywem przewodnim Odwetu staje się kwestia – jakże i dziś aktualna – nielegalnych emigrantów, poszukujących szczęścia i spokojnego życia w Europie oraz przemytników, którzy na dramacie innych pragną zbić fortunę. Jak już wspomniałam na początku, nie jest to może temat, który mnie jakoś specjalnie ekscytuje, ale trzeba przyznać, że Ohlsson prowadzi go całkiem ciekawie. I zgrabnie – bo mnogość wątków, bohaterów i miejsc, w których dzieje się akcja, na początku oszałamia i może powodować poczucie zagubienia – jednak wszystko w odpowiednim czasie wskakuje na swoje miejsce. Cała fabuła układa się w logiczną i sensowną całość, w której enigmatyczny początek znajduje swoje wyjaśnienie. Wszystko to sprawia, że Odwet czyta się ze sporym zainteresowaniem i tak jak w przypadku pierwszej części – trudno się od książki Ohlsson oderwać.

Nie będę ukrywać, że dużą przyjemność sprawiło mi spotkanie z dawnymi znajomymi – Alexem, Pederem i Fredricą – trójką bohaterów stanowiących trzon tej serii. Ich osobiste perypetie są równie pasjonujące – jeśli nie bardziej – niż właściwa akcja. Powtórzę to, co pisałam przy okazji pierwszego spotkania z Ohlsson – udało jej się stworzyć naprawdę wielowymiarowych, ciekawych i przekonujących bohaterów, którzy nie pozostawiają czytelnika obojętnym. Obdarzamy ich mniejszą lub większą sympatią, kibicujemy lub nie ich poczynaniom, wczuwamy się w ich sytuację i z zainteresowaniem śledzimy ich losy. Dzięki tej trójce – a zasadniczo w tej części czwórce, bo zespół rozrasta się o kolejnego członka, Joara, który skutecznie podnosi ciśnienie Pederowi – seria Ohlsson nabiera dodatkowych rumieńców.

Póki co podoba mi się to, co serwuje Kristina Ohlsson i nie mam do tego większych zastrzeżeń. Pisze dobrze, sensownie prowadzi wątki kryminalne, kiedy trzeba, zwodzi na manowce, ale też nie kombinuje bez potrzeby. Do tego potrafi również wpleść w swoje kryminały nieco „obyczajówki”- dzięki temu czyta się to z zainteresowaniem i wypiekami na twarzy i bez poczucia rozczarowania, że część kryminalna w jakikolwiek sposób na tym traci. Bez większych wątpliwości jestem na tak, a zatem i Wy bierzcie i czytajcie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz