Dalej niż kryminał, głębiej niż dokument donosi okładka. No nie
wiem, nie wiem. Szczerze mówiąc - mocno bym polemizowała.
Mężczyzna w białych butach opowiada prawdziwą historię Tadeusza
Kwaśniaka, seryjnego mordercy i pedofila, który na początku lat 90’ grasował w
Polsce. W ciągu niecałego roku pozbawił życia i zgwałcił pięciu chłopców. Poza
tym na swoim sumieniu miał jeszcze kilka nierządnych i niecnych czynów.
Zatrzymany i przesłuchany, nie doczekał wyroku – popełnił samobójstwo,
wieszając się na bandażu w celi. Waldemar Ciszak i Michał Larek, autorzy tej
książki, postanowili wziąć na warsztat temat, którym dwadzieścia parę lat temu
żyły media.
Już na początku lektury Mężczyzny w białych butach nasunęło mi
się porównanie z Bestią. Studium zła Magdaleny Omilanowicz. Obie książki opowiadają prawdziwą historię seryjnych
morderców, obie umiejscowione są w polskiej rzeczywistości lat 80/90, jednak
żadnej z nich nie można nazwać literaturą faktu. Zarówno Omilanowicz, jak i
duet Ciszak/Larek sięgnęli po fabularyzowaną wersję reportażu. Z tym, że
Omilanowicz bardziej trzyma się faktów, fabularyzując tylko tam, gdzie musi,
panowie postawili natomiast na dość mocny flirt z kryminałem. Nie ma co
ściemniać – Omilanowska miażdży męski duet i zostawia go daleko w tyle.
Mężczyzna w białych butach to ani dobry reportaż, ani też dobry
kryminał. Niestety połączenie tych dwóch gatunków w tym przypadku zupełnie się
nie sprawdziło. Panowie zbyt mocno skręcili w stronę kryminału, przez co cała
historia zdaje się być mocno spłycona i mniej wiarygodna. Niby wiem, że czytam
o czymś, co wydarzyło się naprawdę, ale nic a nic mnie to nie ekscytuje. Baza w
postaci prawdziwego mordercy, prawdziwych zbrodni i równie prawdziwych
policjantów biorących udział w śledztwie, to trochę za mało, by napisać coś, co
przekonuje. W tym przypadku fabularyzacja rozmywa to, co powinno być istotne,
czyli fakty. A jeśli fakty się rozmywają, to nie możemy mówić o dobrym
reportażu.
Nie jest to również dobry
kryminał, bo opisana przez panów historia absolutnie nie trzyma w napięciu,
brakuje jej jakiegokolwiek klimatu, a osobiste wątki, o które rozbudowano
postacie prowadzących śledztwo policjantów, niczego nie wnoszą, a jedynie znów
odciągają od tego, co powinno być istotne w tej książce – czyli od faktów. Dorzućmy
do tego drętwe dialogi, których nie „ratują” nawet wulgaryzmy, płytkie i
nieprzekonujące postaci, a dostajemy w ręce naprawdę średnią książkę.
Najsmutniejsze w tym wszystkim
jest to, że Mężczyźnie w białych butach
brakuje jakiejś głębi, szczątkowej analizy, zajrzenia w umysł głównego
bohatera. Choć cała historia jest właściwie o nim, zasadniczo nic nie wiemy o
Tadeuszu Kwaśniaku, może poza tym, że miał trudne relacje z ojcem. Czemu
mordował, gwałcił, co siedziało mu w głowie? Tego książka nie wyjaśnia. W
przeciwieństwie do Bestii Omilanowicz,
która przedstawiła postać Leszka Pękalskiego niezwykle wiarygodnie,
wielowymiarowo, sugestywnie, mocno wpływając na emocje czytelnika. Przy
lekturze Mężczyzny w białych butach
żadnych emocji nie było.
Jedyny plus, jaki dostrzegam w
książce Waldemara Ciszaka i Michała Larka, są krótkie rozdziały, które
sprawiały, że Mężczyznę w białych butach
czyta się bardzo łatwo i szybko. Więcej plusów nie zauważyłam.
Ten temat miał potencjał, a
został położony. Jeśli chcecie przeczytać naprawdę solidny kawał
fabularyzowanej literatury faktu i zobaczyć, jak zgrabnie można połączyć fikcję
z reportażem odsyłam do Bestii. Studium zła Magdaleny Omilanowicz. Mężczyznę w białych butach bez żalu
możecie odłożyć na półkę.
Wygrałam w konkursie i czekam aż do mnie dotrze :D
OdpowiedzUsuńBookeaterreality