25 sierpnia 2016

Mężczyzna w białych butach - Waldemar Ciszak, Michał Larek

Dalej niż kryminał, głębiej niż dokument donosi okładka. No nie wiem, nie wiem. Szczerze mówiąc - mocno bym polemizowała.


Mężczyzna w białych butach opowiada prawdziwą historię Tadeusza Kwaśniaka, seryjnego mordercy i pedofila, który na początku lat 90’ grasował w Polsce. W ciągu niecałego roku pozbawił życia i zgwałcił pięciu chłopców. Poza tym na swoim sumieniu miał jeszcze kilka nierządnych i niecnych czynów. Zatrzymany i przesłuchany, nie doczekał wyroku – popełnił samobójstwo, wieszając się na bandażu w celi. Waldemar Ciszak i Michał Larek, autorzy tej książki, postanowili wziąć na warsztat temat, którym dwadzieścia parę lat temu żyły media.

Już na początku lektury Mężczyzny w białych butach nasunęło mi się porównanie z Bestią. Studium zła Magdaleny Omilanowicz. Obie książki opowiadają prawdziwą historię seryjnych morderców, obie umiejscowione są w polskiej rzeczywistości lat 80/90, jednak żadnej z nich nie można nazwać literaturą faktu. Zarówno Omilanowicz, jak i duet Ciszak/Larek sięgnęli po fabularyzowaną wersję reportażu. Z tym, że Omilanowicz bardziej trzyma się faktów, fabularyzując tylko tam, gdzie musi, panowie postawili natomiast na dość mocny flirt z kryminałem. Nie ma co ściemniać – Omilanowska miażdży męski duet i zostawia go daleko w tyle.

Mężczyzna w białych butach to ani dobry reportaż, ani też dobry kryminał. Niestety połączenie tych dwóch gatunków w tym przypadku zupełnie się nie sprawdziło. Panowie zbyt mocno skręcili w stronę kryminału, przez co cała historia zdaje się być mocno spłycona i mniej wiarygodna. Niby wiem, że czytam o czymś, co wydarzyło się naprawdę, ale nic a nic mnie to nie ekscytuje. Baza w postaci prawdziwego mordercy, prawdziwych zbrodni i równie prawdziwych policjantów biorących udział w śledztwie, to trochę za mało, by napisać coś, co przekonuje. W tym przypadku fabularyzacja rozmywa to, co powinno być istotne, czyli fakty. A jeśli fakty się rozmywają, to nie możemy mówić o dobrym reportażu.

Nie jest to również dobry kryminał, bo opisana przez panów historia absolutnie nie trzyma w napięciu, brakuje jej jakiegokolwiek klimatu, a osobiste wątki, o które rozbudowano postacie prowadzących śledztwo policjantów, niczego nie wnoszą, a jedynie znów odciągają od tego, co powinno być istotne w tej książce – czyli od faktów. Dorzućmy do tego drętwe dialogi, których nie „ratują” nawet wulgaryzmy, płytkie i nieprzekonujące postaci, a dostajemy w ręce naprawdę średnią książkę.

Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że Mężczyźnie w białych butach brakuje jakiejś głębi, szczątkowej analizy, zajrzenia w umysł głównego bohatera. Choć cała historia jest właściwie o nim, zasadniczo nic nie wiemy o Tadeuszu Kwaśniaku, może poza tym, że miał trudne relacje z ojcem. Czemu mordował, gwałcił, co siedziało mu w głowie? Tego książka nie wyjaśnia. W przeciwieństwie do Bestii Omilanowicz, która przedstawiła postać Leszka Pękalskiego niezwykle wiarygodnie, wielowymiarowo, sugestywnie, mocno wpływając na emocje czytelnika. Przy lekturze Mężczyzny w białych butach żadnych emocji nie było.

Jedyny plus, jaki dostrzegam w książce Waldemara Ciszaka i Michała Larka, są krótkie rozdziały, które sprawiały, że Mężczyznę w białych butach czyta się bardzo łatwo i szybko. Więcej plusów nie zauważyłam.

Ten temat miał potencjał, a został położony. Jeśli chcecie przeczytać naprawdę solidny kawał fabularyzowanej literatury faktu i zobaczyć, jak zgrabnie można połączyć fikcję z reportażem odsyłam do Bestii. Studium zła Magdaleny Omilanowicz. Mężczyznę w białych butach bez żalu możecie odłożyć na półkę. 

1 komentarz: