Pisać o tej książce to trochę
wyzwanie. Trudno bowiem w zaledwie kilku zdaniach opowiedzieć, co znalazło się
na sześciuset stronach. Najłatwiej byłoby napisać, że to opowieść o dwóch
miastach, które produkowały pluton, ale jest to spore uproszczenie. Plutopia. Atomowe miasta i nieznane katastrofy nuklearne opowiada liczącą
cztery dekady historię zakładów Hanford w Richland i Majak w Oziorsku, odsłania
kulisy wyścigu zbrojeń pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i Związkiem Radzieckim i
ujawnia ogrom zniszczeń, jakie dokonały się w środowisku na skutek skażenia
promieniotwórczymi izotopami. Demaskuje także proceder zatajania informacji
dotyczących zagrożenia związanego z produkcją plutonu, lekceważenia zasad bezpieczeństwa
przy budowie reaktorów nuklearnych, ale również opowiada o codziennej
rzeczywistości mieszkańców tych dwóch dziwnych miast i o tym, jakie ponieśli
konsekwencje pracując i żyjąc w tym miejscu.
Kate Brown poświęciła pięć lat,
by napisać tę książkę. Włożyła w nią ogrom pracy, przekopując dokumentację
zachowaną w archiwach w Stanach Zjednoczonych i Rosji, czytając prace
historyków, docierając do miejsc, do których czasem wstęp był zabroniony i
ludzi, których obowiązywało milczenie. Wysłuchała historii, które nie mieściły
się w głowie, a które okazywały się prawdą. O tym, jakiego dokonała wysiłku,
świadczy chociażby ilość przypisów, odsyłających do konkretnej bibliografii,
które zajmują około jednej trzeciej tej książki. W efekcie powstał wyczerpujący
reportaż, źródło cennej wiedzy, niepokojący i skłaniający do refleksji.
Plutopia to interesująca, lecz wcale nie łatwa lektura. Umówmy się – trudno przy tak obszernym reportażu utrzymać cały czas skupienie, zwłaszcza, jeśli nasycony on jest takim ogromem informacji: daty, fakty, nazwiska, liczby, dane, branżowe słownictwo. Dużym plusem jest znajdujący się na końcu książki słowniczek, który tłumaczy co bardziej skomplikowane pojęcia, ułatwiając w ten sposób zrozumienie lektury i zawartych w niej informacji. Najbardziej przystępne rozdziały, które czyta się bez większego wysiłku, to te, które w jakiś sposób dotyczą człowieka: opowiadają o losach poszczególnych osób, codziennym życiu w zakładach lub jego okolicach, zagrożeniach związanych z wykonywaną tam pracą, konsekwencjach zdrowotnych i skażeniu środowiska. Dobrze, że przy tworzeniu tej książki pomyślano o fotografiach, które obrazują i przybliżają temat. Nawet jeśli czarno-białe, zawsze jest to wartość dodana, zwiększająca atrakcyjność lektury.
Plutopia to interesująca, lecz wcale nie łatwa lektura. Umówmy się – trudno przy tak obszernym reportażu utrzymać cały czas skupienie, zwłaszcza, jeśli nasycony on jest takim ogromem informacji: daty, fakty, nazwiska, liczby, dane, branżowe słownictwo. Dużym plusem jest znajdujący się na końcu książki słowniczek, który tłumaczy co bardziej skomplikowane pojęcia, ułatwiając w ten sposób zrozumienie lektury i zawartych w niej informacji. Najbardziej przystępne rozdziały, które czyta się bez większego wysiłku, to te, które w jakiś sposób dotyczą człowieka: opowiadają o losach poszczególnych osób, codziennym życiu w zakładach lub jego okolicach, zagrożeniach związanych z wykonywaną tam pracą, konsekwencjach zdrowotnych i skażeniu środowiska. Dobrze, że przy tworzeniu tej książki pomyślano o fotografiach, które obrazują i przybliżają temat. Nawet jeśli czarno-białe, zawsze jest to wartość dodana, zwiększająca atrakcyjność lektury.
Plutopia napisana jest w typowo reporterskim stylu – językiem
bardzo neutralnym, przejrzystym, bez zbędnych zabiegów literackich. I to się
akurat świetnie sprawdza w tej książce. Tu liczą się fakty, a nie wirtuozeria.
Choć cenię sobie wyszukany styl w reportażach, tu wszelkie zabiegi
językowe są zbędne i mogłyby tylko niepotrzebnie utrudnić już i tak dość niełatwy
odbiór lektury.
Choć pod koniec byłam już nieco
wyczerpana tą książką, to bez dwóch zdań stwierdzę, że to bardzo dobra,
interesująca i miejscami mocna lektura.
Wymaga sporego skupienia, ale poznanie zawartych w niej faktów warte jest
wysiłku. Trzeba ją sobie dawkować, nie spieszyć się niepotrzebnie i pochylić się nad tym, co pragnie nam przekazać Kate Brown. Ile warte jest życie
ludzkie? Ile można poświęcić, by stać się niedoścignionym w wyścigu zbrojeń?
Jak wiele jeszcze informacji zatajają przed nami wielcy tego świata, by
osiągnąć swoje cele?
Warto przeczytać.
Na gazeta.pl po opublikowaniu fragmentu wywiązała się dyskusja, że autorka w niektórych miejscach mija się z faktami. O ile uważam, że prawda jest ważna, o tyle zastanawiam się czy to ma znaczenie jak potężny był jakiś wybuch (dla mnie jako laika te trotyle i tak są czarną magią), w sensie czy to bardzo może wpływać na odbiór książki?
OdpowiedzUsuńJako drugi laik - chyba nie będę umiała Ci odpowiedzieć na to pytanie. Właśnie z tego powodu napisałam, że jest to trudna w odbiorze książka, bo są w niej momenty, które trudno trudno zrozumieć. Mam nadzieję, że Czarne wie, co wydaje i że jednak ta książka ma jakąś merytoryczną wartość.
Usuń