Nie zamierzałam czytać tej
książki. Od początku byłam przeciwna kontynuacji trylogii Larssona przez innego
pisarza. Po pierwsze – wiadomo, że chodzi o głównie o zysk, po drugie – to
takie trochę robienie kariery na cudzych plecach i podpieranie się nośnym nazwiskiem.
Ale ponieważ Co nas nie zabije Davida
Lagercrantza została mi podarowana, a ja po Małym
życiu Hanyy Yanagihary byłam wciąż na książkowym kacu i nie wiedziałam za
co się właściwie złapać, pomyślałam, że złapię się za cokolwiek, i padło na
to.
Nie spodziewałam się większego „łał”
i podeszłam do książki z dystansem, tymczasem niezauważenie dałam się wciągnąć
i Co nas nie zabije Davida
Lagercrantza przeczytałam w trzy dni. Co akurat wcale nie świadczy o tym, że
jest to jakoś wyjątkowo porywająca lektura. Co
nas nie zabije czyta się szybko, ale nie uznałabym tego za atut, biorąc pod
uwagę poziom skomplikowania akcji. Międzynarodowe środowisko, organizacje
strzegące bezpieczeństwa wewnętrznego, wysoko postawieni urzędnicy i rosyjska
mafia, a do tego środowisko naukowe, zagadnienia związane ze sztuczną
inteligencją, wybitnie uzdolnione autystyczne dziecko – to wszystko zapowiada naprawdę
niebanalną, pogmatwaną fabułę. Tymczasem – jest ona bardziej przewidywalna niż można
było się tego spodziewać.
W Co nas nie zabije spotkamy starych znajomych. Mikael Blomkvist
dalej pracuje w „Millenium”, jednak przechodzi poważny kryzys dziennikarski.
Lisbeth Salander dalej w kontrze do całego świata, dalej na bakier z systemem i
wciąż niedościgniona w mniej lub bardziej nielegalnych działaniach w
internecie. Drogi tej dwójki zejdą się, kiedy zginie profesor Balder, ekspert w
dziedzinie sztucznej inteligencji, który odkrył ciemną stronę działalności
amerykańskich służb bezpieczeństwa.
Jako że temat wybitnie
informatyczny, David Lagercrantz postanowił Co
nas nie zabije naszpikować branżowym językiem nie tylko z zakresu
informatyki, ale również matematyki i fizyki. To sprawia, że niektóre fragmenty
w książce dla kogoś nie obeznanego z tematem lub zwykłego humanisty, są
niejasne, nieczytelne i zbyt skomplikowane. Przejeżdża się po nich wzrokiem,
ale niczego nie rozumie. Oczywiście można przejść nad tym do porządku dziennego
i poradzić sobie z całością, ale fajniej byłoby, gdyby język dostosowany był do
czytelnika na poziomie laika (rym niezamierzony) lub jeszcze fajniej byłoby
dorzucić na końcu słownik dla nie ogarniających tematu. To pierwszy zarzut.
Drugi i najważniejszy – Lagercrantz nie dotrzymuje kroku Larssonowi.
Napisał książkę bardzo poprawną, ale niestety nie przypominającą klimatem
poprzednich części Millenium. To już
bardziej sensacja niż kryminał – nie ma dochodzenia i zbierania informacji, za to są
strzelanki, ucieczki i pościgi, zagadka właściwie rozwiązuje się trochę sama,
brakuje temu jakiejś głębi. Niestety Lagercrantz nie poradził sobie także z
kreacją postaci. W zasadzie nie musiał ich kreować, miał je zgrabnie odtworzyć.
Niestety uprościł je, pozbawił wielowymiarowości i niejednoznaczności, na czym
najbardziej ucierpiała postać Lisbeth Salander.
Myślę sobie, że lepiej byłoby dla
Davida Lagercrantza napisać samodzielną książkę, z nowymi bohaterami, którzy
mieliby swoje nowe biografie, których naszkicowałby po swojemu. Uniknąłby wtedy
porównań do mistrza Larssona, być może całość odbierana byłaby znacznie lepiej,
być może jego własna książka w ogóle wypadłaby lepiej. W końcu za poprzednią Ja, Ibra, będącej biografią Zlatana
Ibrahimovica, zebrał całkiem niezłe noty, uznana została nawet za największy
sukces literacki w Szwecji ostatnich lat, co świadczy o tym, że w sumie musi
być z niego dobry pisarz. Tylko niepotrzebnie brał się za coś, co po śmierci
Larssona nie powinno być już kontynuowane. W zestawieniu z Larssonem, David
Lagercranzt wypada zaledwie poprawnie i blado. Oczywiście można przeczytać, ale fajerwerków się nie spodziewajcie.
A mnie w ostatnich dniach szkoły nauczyciel geografii polecał tą serię. Mówił, że strasznie mu się podobała nawet ta, kontynuacja przez innego autora. ;)
OdpowiedzUsuńMimo wszystko jak ja będę mieć okazję też sięgnę, jestem jej bardzo ciekawa. :)
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie na konkurs, który trwa jeszcze kilka dni. :)
http://tylkomagiaslowa.blogspot.com/2016/07/pierwszy-blogowy-konkurs.html
Raczej się nie skuszę, pewnie i tak bym się sparzyła. Zgadzam się, że mógł wymyślić coś swojego, a nie brać się za kontynuację :)
OdpowiedzUsuń