29 marca 2015

Zabójcy bażantów - Jussi Adler-Olsen

Zabójcy bażantów już prologiem wprowadzają nas w stan podwyższonego napięcia i zapowiadają naprawdę ciekawą akcję. I w sumie taka jest. Całość czyta się naprawdę świetnie i tylko kilka słabszych momentów psuje nieznacznie efekt. 


Młodzi, piękni, bogaci i bezczelni. A przede wszystkim wyjątkowo okrutni i bezwzględni. Nikt i nic nie jest w stanie ich powstrzymać. Szóstka przyjaciół z internatu. Prestiżowa szkoła. A na ich koncie wyjątkowo okrutne czyny. Przemoc – to jest to, co ich nakręca. Jednak któregoś razu sprawy idą o krok za daleko. W zwartej dotąd grupie następuje pękniecie. Ona jedna – Kimmie - zwraca się przeciwko nim – piątce wyjątkowo brutalnych facetów. Sama nie święta i z kilkoma sporymi rysami na życiorysie, próbuje się odpłacić pięknym za nadobne. Przez wiele lat szuka okazji do zemsty. I znajduje ją. 


Przypadek sprawi, że drogi Kimmie i ekipy z Departamentu Q się przetną. Kiedy na stół Carla Mørcka trafi – teoretycznie zamknięta – sprawa sprzed lat, nie będzie on nawet przypuszczał, w jakie rejony go ona zawiedzie. A będzie to sam środek duńskiej elity, opływających w luksusy milionerów, creme de la creme duńskiego społeczeństwa. Bo młodzi, piękni, bogaci i bezczelni zazwyczaj pną się bardzo wysoko. 

W Zabójcach bażantów spotkamy starych znajomych (jeśli ktoś czytał po kolei) – nieco postrzelonego, ale bystrego Assada i jego szefa Carla – faceta o zwichrowanym i nadszarpniętym życiorysie. Do sympatycznej dwójki dołączy pierwiastek żeński – Rose, która wniesie w męski duet nieco energii, uszczypliwości i zamieszania. A przy okazji okaże się też wyjątkowa skuteczna. 

Zabójców bażantów czyta się błyskawicznie - wciągają od pierwszej strony i to właśnie ciekawość co będzie dalej, gna nas przez kolejne rozdziały. Jest to zasługa nie tylko wyjątkowo intrygującej akcji, ale również lekko napisanego tekstu, w który autor zgrabnie wplata humorystyczne i zabawne elementy. Całość tworzą też postacie i to nie tylko te pierwszoplanowe. Duet Assad-Carl ponownie rządzi, a Rose tylko dodaje smaczku, ale tym razem na uwagę zasługują także czarne charaktery – sadyści, psychopaci, uzależnieni od niezdrowej adrenaliny, kierujący się instynktem, agresją i żądzą mocnych wrażeń. Wyraziste, mocne i bardzo wiarygodne postaci, w których psychikę pozwala nam wniknąć autor i jest to bardzo ciekawe doświadczenie. 

I w zasadzie wszystko byłoby super – napięcie rośnie, akcja się rozkręca, komplikuje i nabiera rumieńców i wtedy bach! Finał siada, rozczarowuje i budzi lekkie zażenowanie. Podobnie jak w Kobiecie w klatce, w decydującym momencie nasz niezastąpiony duet na własne życzenie, nieroztropnie i w zasadzie nie wiadomo czemu pakuje się w kłopoty. O tyle to dziwi i niemiło zaskakuje, że przez większość książki radzą sobie całkiem nieźle, sprawiają wrażenie bystrych i przewidujących, a tu nagle taki numer…No cóż, zakończenia najwyraźniej nie są najmocniejszą stroną autora. Złe wrażenie równoważy trochę epilog – napisany z właściwą autorowi klasą, przewrotny, ironiczny, nieco rozczulający, zabawny, ale przede wszystkim pozostawiający w poczuciu niedosytu i nieodpartą ochotą sprawdzenia, co będzie dalej. 

I taki mam właśnie plan, bo choć Zabójcy bażantów mają słabsze punkty, to całość mimo wszystko jest warta uwagi. Braki rekompensuje wartka i żywa akcja oraz galeria ciekawych postaci, a także lekkie pióro autora i kilka zabawnych tekstów. Dobrze zaserwowany thriller z lekkim potknięciem, na które spokojnie można przymknąć oko. 

2 komentarze:

  1. Ja bym się jednak z tą kwestią zakończeń nie zgodziła - przez to bohaterowie są wiarygodni, bo nie wyidealizowani i tacy, którym się wszystko udaje ;) Bardzo mi pasują książki Jussi Adlera-Olsona, 4 cz. o departamencie Q mam już po angielsku :D Skandynawskie kryminały mają pewien specyficzny styl, który mnie akurat szczególnie odpowiada. Polecam kryminały Arne Dahl'a. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chodzi o to, żeby byli wyidealizowani, ale akurat ten duet tak głupio się ładuje w kłopoty. Ja też lubię skandynawskie kryminały, a moim ulubionym bohaterem jest wyjątkowo nieidealny Kurt Wallander :) Arne Dahla jeszcze nie czytałam, ale pewnie kiedyś się i za niego wezmę. Na razie mam ochotę na Nessera serię o Van Veeterenie. Również pozdrawaim :)

      Usuń