Ǻke Edwardsona nie czyta się
łatwo. Gdybym serię o Eriku Winterze zaczęła, tak jak Bóg przykazał, od
początku, to pewnie nic by z tego nie było - żadnego romansu, kolejnego
spotkania, uroczych chwil sam na sam. Ale ponieważ jak zwykle zaczęłam od
środka, w tym wypadku od części piątej, to daję autorowi duży kredyt zaufania i
mimo tego, że przez część pierwszą brnęłam niczym po pas w śniegu, to uparcie
brnąć będę dalej, bo mam nadzieję, że będzie lepiej.
Londyn. W brutalny sposób zostaje
zamordowany młody Szwed z Göteborga. Krwawe ślady na ścianach hotelowego pokoju
wskazują, że nie była to lekka śmierć. Wkrótce do podobnego morderstwa dochodzi
w Göteborgu. Tu życie traci młody Anglik. Wstępne ustalenia wskazują na to, że
obie zbrodnie popełnił ten sam sprawca. Steve McDonalds, komisarz z Anglii i
Erik Winter, nasz główny bohater, wspólnymi siłami próbują ustalić, kim jest
morderca i jaki jest motyw zbrodni. Trop prowadzi do półświatka, klubów
erotycznych, branży porno.
Dlaczego będę się czepiać, mimo
że zapowiada się całkiem ciekawie? Bo jest kilka rzeczy, których u Ǻke Edwardsona
nie lubię.
Po pierwsze styl. Edwardson pisze
tak, że czasem ciężko się połapać, o co chodzi, kto mówi, z poziomu kogo jest
prowadzona narracja. Do tego irytujące i niejasne dialogi pełne powtórzeń,
bezsensownych pytań, urywane w najmniej odpowiednim momencie. Czasem ciężko się
domyślić, czego dana rozmowa dotyczy i czy w ogóle ma ona jakiś większy sens
dla dalszej narracji. Dwa – książka ma ponad 400 stron, a mam wrażenie, że
autor ślizga się po temacie i za dużo jest w tej książce o niczym, a za mało o
samym śledztwie.
Drażniło mnie też to, że jest
dużo bohaterów, a niewiele o nich wiemy i autor nie zamierza nam chyba
powiedzieć o nich czegoś więcej. W takim przypadku trudno się do jakiejś
postaci przywiązać, polubić lub zwyczajnie poczuć do niej antypatię. Sam Erik Winter
też jest dla mnie taki trochę bezpłciowy. Dobrze ubrany snob, który lubi dobrą
whiskey i jeszcze lepsze cygara. Zamiast tego, gdzie się ubiera Erik i jakich
butów potrzebuje na zimę, wolałabym wiedzieć, co się kryje w jego głowie,
dlaczego jest taki, jaki jest. O tym jednak autor pisze nieco skromniej.
Kolejna sprawa to opis
popełnionych zbrodni. Ja lubię konkrety, a nie jakieś pseudopoetyckie opisy.
Jak się pisze kryminały, to czasem trzeba epatować okrucieństwem, a nie
pozostawiać sprawę w sferze niedopowiedzenia. Może się czytelnik sam domyśli.
Ja nie chcę się domyślać, ja chcę wiedzieć. Podobne odczucia mam z zakończeniem
– niby wszystko jasne, sprawa rozwiązana, a ja czuję niedosyt - wciąż nie wiem
dlaczego, po co, jak. Dobrze, że chociaż wiem, kto ;)
Dlaczego będę dalej czytać? Bo
mimo uwag powyżej, nie jest aż tak źle i przy odrobinie cierpliwości naprawdę
da się to przeczytać. A poza tym – kupiłam siedem części za jednym zamachem i chyba
wypadałoby je doczytać do końca ;)
Podsumowując: wiem, że Ǻke ma
swoich wielbicieli, którzy cenią sobie jego styl. Ja nie odradzam, ale też
nie polecam lektury. Ciekawa jestem Waszego zdania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz