13 grudnia 2017

Niksy - Nathan Hill

Samuel miał jedenaście lat, kiedy opuściła go matka. To wydarzenie położyło się cieniem na jego dalszym życiu. Kiedy niespodziewanie, po dwudziestu latach los ponownie połączy ich drogi, dla Samuela będzie to okazja do rozliczenia się  z przeszłością i dotąd skrywanymi rodzinnymi tajemnicami. Dla obojga natomiast, to nagłe spotkanie okaże się szansą na rozpoczęcie nowego, lepszego rozdziału w ich dotychczas mało satysfakcjonującym życiu.  


Historia Samuela i jego matki to tylko fragment tego, co serwuje nam Nathan Hill w swojej debiutanckiej powieści Niksy. Na ponad siedmiuset stronach autor „upchnął” znacznie więcej tematów i powołał do życia bohaterów z równie powichrowanymi życiorysami. Niksy to powieść wielowątkowa, wielowymiarowa i rozgrywająca się na kilku płaszczyznach czasowych. Z czasów współczesnych, w których żyje dorosły już Samuel, przenosimy się do lat jego dzieciństwa, zahaczamy o Amerykę lat sześćdziesiątych i poznajemy losy jego młodej wówczas matki, by stąd znów trafić do Norwegii – ojczyzny dziadka Samuela, zaczerpnąć ze skandynawskiej mitologii i wpleść ją w całą historię. Tak powstaje rodzinna saga, w której decyzje podjęte przez kolejnych członków rodziny wpływają na kolejne pokolenia.


Takie ujęcie tematu i tak jest tylko uproszczeniem. W tej książce znalazło się jeszcze miejsce dla wielu innych wątków i tematów. Równie ważne jak losy bohaterów, jest także tło, na którym się te losy i wydarzenia toczą. Znalazło się tu miejsce na zamieszki rozgrywające się na chicagowskich ulicach w 1968 roku, na sportretowanie rodzącego się wtedy hippisowskiego ruchu i ideałów, które temu ruchowi przyświecały, a także na bunt przeciwko wojnie w Wietnamie. Autor zwraca też uwagę na bolączki czasów współczesnych – te związane z polityką i prowadzonymi w niej rozgrywkami, kryzysem finansowym, zamachem na Word Trade Center, jak i te bardziej bezpośrednio związane z jednostką. Tu znów na warsztat poszły relacje rodzinne i ich wpływ na późniejsze wybory życiowe, doświadczenia z wczesnego dzieciństwa, które kształtują naszą przyszłość, uzależnienie od gier komputerowych i destrukcyjny wpływ wirtualnej rzeczywistości na funkcjonowanie w „realu”, kierowanie się w życiu niewłaściwymi pobudkami, przerost ambicji i nieczyste zagrywki. W wymiarze osobistym odczytuję tę książkę jako opowieść o nowych początkach, które, choć nie łatwe, mogą przynieść coś dobrego, o zawiedzionych nadziejach, nieszczęśliwych miłościach i przyjaźniach, które kończą się równie nagle, jak się rozpoczęły.  Jest to także powieść o tym, jak wielki wpływ na nasze życie mają czynniki, z istnienia których nawet nie zdajemy sobie sprawy i ludzie, których postępki nie pozostają bez śladu. Niksy to po prostu powieść o życiu i o tym, co niesie ono ze sobą.

A czym są tytułowe niksy? To złośliwe norweskie duszki, które wprowadzają się do domów i towarzyszą człowiekowi w codziennym życiu. Mieszają, przeszkadzają, wprowadzają chaos i raczej nie zwiastują niczego dobrego. To na nie można zwalić winę za różne niepowodzenia. To w dosłownym znaczeniu – w przenośni, każdy ma swoją niksę, która będzie ciągnąć się za nami i kłaść się na życiu cieniem. Taką niksą może być wszystko, nawet drugi człowiek, ten najbliższy, ten na wyciągnięcie ręki, taki który zrani najmocniej.

Niksy to naprawdę dobra i dobrze napisana powieść, w której wszystkie elementy (a jest ich naprawdę dużo) układają się w jedną, sensowną całość, bohaterowie są doskonale nakreśleni, z całą gamą swoich wad i zalet. I jedyne do czego mogę się przyczepić to dłużyzny, które czasem wkradały się w narrację. W natłoku wątków, autorowi nie udało się uniknąć pewnego przegadania i uproszczeń, ale nic to przy całokształcie. Niksy czyta się z przyjemnością i to liczy się najbardziej. Także jakby nie było – polecam uwadze.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz