– Nie było żadnego Szymona. Nie było takiego dziecka.
Niestety było, choć babci Szymona
pozostało już tylko zaklinanie rzeczywistości i zaprzeczanie faktom. A te są
bezsporne – Szymon był, istniał, przeżył dwadzieścia trzy miesiące, a jego
ciało znaleziono w rzeczce. Tą sprawą żyły media – nim udało się ustalić
tożsamość chłopca, media nazwały go „chłopcem z Cieszyna”. Dziś o tej sprawie
wiemy właściwie wszystko – że małego Szymona zamęczyli rodzice, że umierał
kilka godzin i nikt nie udzielił mu pomocy, że rodzice pozbyli się jego ciała,
a potem przez dwa lata udało im się tuszować sprawę, nim na ich trop wpadła
policja. Dlaczego więc Ewa Winnicka bierze się za temat, o którym wiadomo już niemal
wszystko?
Niemal – bo w porównaniu do
codziennej prasy, która relacjonuje tylko najistotniejsze i najgorętsze niusy,
Ewa Winnicka dociera głębiej. W przeciwieństwie do mediów nie ślizga się po
powierzchni, nie szuka taniej sensacji, nie gra na emocjach. Analizuje,
przygląda się sprawie od każdej strony, dociera do różnych informacji, które
pominęły media i przede wszystkim zarysowuje szersze tło, a to właśnie ono
pozwala tę sprawę zrozumieć lepiej.
Był sobie chłopczyk podzielony jest na trzy części. Pierwszą czyta
się trochę jak kryminał. Tu liczą się konkretne fakty, daty, miejsce, czas,
nazwiska. Obserwujemy rozwijającą się akcję, policję, która rozpaczliwie
próbuje wpaść na jakikolwiek trop i ustalić tożsamość porzuconego dziecka.
Widzimy wzloty i upadki śledztwa, niemoc policji i powolne godzenie się z
faktem, że ta sprawa może nigdy nie zostać rozwiązana. Tu autorka skupia się
przede wszystkim na faktach, nic więcej się nie liczy.
Część druga to rozwinięcie tematu
– i tu już pojawia się więcej szczegółów, osób dramatu i okoliczności, które
doprowadziły do tragedii. Autorka przygląda się rodzicom małego Szymona,
poznajemy koleje ich losu, kolejnych członków rodziny, sąsiadów ślepych na
rozgrywający się w domu dramat. Zmieniają się punkty widzenia i perspektywy – o
tym, co się naprawdę wydarzyło, opowiadają rodzice dziecka, autorka oddaje im
głos, ale odtworzony przez nich przebieg wypadków się rozjeżdża. Poznajemy
także losy samego Szymka i te smutne dwadzieścia trzy miesiące jego życia.
Część trzecia nabiera rumieńców i
tempa. Pojawia się trop, szybka akcja, zatrzymanie, proces i jego finał.
Autorka śledzi tę sprawę jeszcze kilka lat po jej zakończeniu w sądzie. Nie
daje jej ona spokoju. Drąży zatem dalej. Tu też pojawia się głębsza analiza,
szukanie przyczyn i winnych sytuacji, tło wydarzeń, opis rzeczywistości Będzina
i jego okolic. Wszystko to, co pozwala tę sprawę zrozumieć lepiej. Wnioski
końcowe, wysnute przez autorkę, są jednak tym, co budzi moje największe
wątpliwości - wydają się trochę na wyrost, na siłę, jakby autorka poszła jednak
o krok za daleko, zagłębiając się w tę sprawę.
Trzeba jej jednak przyznać to, że
mimo trudnego tematu, którym przecież można bardzo mocno zagrać na ludzkich
emocjach, autorce udało się utrzymać obiektywizm. Był sobie chłopczyk napisana jest językiem chłodnym, pozbawionym
emocji, autorka nie próbuje dokonywać jakiejkolwiek oceny, na zimno analizuje i
przedstawia fakty. Ocenę sytuacji pozostawia czytelnikom.
I może właśnie przez ten
profesjonalny obiektywizm, pozbawioną emocji analizę, książka jest naprawdę
poruszająca. I choć koniec budzi moje wątpliwości, uważam, że jest to reportaż
warty uwagi, który rodzi wiele pytań i wiele z nich pozostawia bez odpowiedzi.
Czytajcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz