1 listopada 2017

Był sobie chłopczyk - Ewa Winnicka

– Nie było żadnego Szymona. Nie było takiego dziecka.


Niestety było, choć babci Szymona pozostało już tylko zaklinanie rzeczywistości i zaprzeczanie faktom. A te są bezsporne – Szymon był, istniał, przeżył dwadzieścia trzy miesiące, a jego ciało znaleziono w rzeczce. Tą sprawą żyły media – nim udało się ustalić tożsamość chłopca, media nazwały go „chłopcem z Cieszyna”. Dziś o tej sprawie wiemy właściwie wszystko – że małego Szymona zamęczyli rodzice, że umierał kilka godzin i nikt nie udzielił mu pomocy, że rodzice pozbyli się jego ciała, a potem przez dwa lata udało im się tuszować sprawę, nim na ich trop wpadła policja. Dlaczego więc Ewa Winnicka bierze się za temat, o którym wiadomo już niemal wszystko?

Niemal – bo w porównaniu do codziennej prasy, która relacjonuje tylko najistotniejsze i najgorętsze niusy, Ewa Winnicka dociera głębiej. W przeciwieństwie do mediów nie ślizga się po powierzchni, nie szuka taniej sensacji, nie gra na emocjach. Analizuje, przygląda się sprawie od każdej strony, dociera do różnych informacji, które pominęły media i przede wszystkim zarysowuje szersze tło, a to właśnie ono pozwala tę sprawę zrozumieć lepiej.

Był sobie chłopczyk podzielony jest na trzy części. Pierwszą czyta się trochę jak kryminał. Tu liczą się konkretne fakty, daty, miejsce, czas, nazwiska. Obserwujemy rozwijającą się akcję, policję, która rozpaczliwie próbuje wpaść na jakikolwiek trop i ustalić tożsamość porzuconego dziecka. Widzimy wzloty i upadki śledztwa, niemoc policji i powolne godzenie się z faktem, że ta sprawa może nigdy nie zostać rozwiązana. Tu autorka skupia się przede wszystkim na faktach, nic więcej się nie liczy.

Część druga to rozwinięcie tematu – i tu już pojawia się więcej szczegółów, osób dramatu i okoliczności, które doprowadziły do tragedii. Autorka przygląda się rodzicom małego Szymona, poznajemy koleje ich losu, kolejnych członków rodziny, sąsiadów ślepych na rozgrywający się w domu dramat. Zmieniają się punkty widzenia i perspektywy – o tym, co się naprawdę wydarzyło, opowiadają rodzice dziecka, autorka oddaje im głos, ale odtworzony przez nich przebieg wypadków się rozjeżdża. Poznajemy także losy samego Szymka i te smutne dwadzieścia trzy miesiące jego życia.

Część trzecia nabiera rumieńców i tempa. Pojawia się trop, szybka akcja, zatrzymanie, proces i jego finał. Autorka śledzi tę sprawę jeszcze kilka lat po jej zakończeniu w sądzie. Nie daje jej ona spokoju. Drąży zatem dalej. Tu też pojawia się głębsza analiza, szukanie przyczyn i winnych sytuacji, tło wydarzeń, opis rzeczywistości Będzina i jego okolic. Wszystko to, co pozwala tę sprawę zrozumieć lepiej. Wnioski końcowe, wysnute przez autorkę, są jednak tym, co budzi moje największe wątpliwości - wydają się trochę na wyrost, na siłę, jakby autorka poszła jednak o krok za daleko, zagłębiając się w tę sprawę.

Trzeba jej jednak przyznać to, że mimo trudnego tematu, którym przecież można bardzo mocno zagrać na ludzkich emocjach, autorce udało się utrzymać obiektywizm. Był sobie chłopczyk napisana jest językiem chłodnym, pozbawionym emocji, autorka nie próbuje dokonywać jakiejkolwiek oceny, na zimno analizuje i przedstawia fakty. Ocenę sytuacji pozostawia czytelnikom.

I może właśnie przez ten profesjonalny obiektywizm, pozbawioną emocji analizę, książka jest naprawdę poruszająca. I choć koniec budzi moje wątpliwości, uważam, że jest to reportaż warty uwagi, który rodzi wiele pytań i wiele z nich pozostawia bez odpowiedzi. Czytajcie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz