28 lipca 2017

Oczy Eugena Kallmanna - Håkan Nesser

Håkan Nesser wyróżnia się na tle innych skandynawskich autorów kryminałów swoim specyficznym stylem. Jak na powieść kryminalną jest u niego raczej spokojnie, akcja snuje się bardziej niż galopuje, a zagadka kryminalna nie jest celem sama w sobie – jest raczej pretekstem do rozważań nad kondycją świata i człowieka. Wiedziałam więc, czego się spodziewać, kiedy sięgnęłam po najnowszą powieść autora – Oczy Eugena Kallmanna.


Tytułowy bohater książki, to nauczyciel języka szwedzkiego w mieście K., który ginie w niewyjaśnionych okolicznościach. Miejscowa policja – niezbyt bystra i lotna – umarza śledztwo z braku dowodów, informacji i świadków. Sprawa pozostałaby pewnie nie wyjaśniona, gdyby nie Leon, który przybył do K., by objąć wolne stanowisko po nieżyjącym Kallmannie, a jednocześnie rozpocząć nowy rozdział w życiu po niedawno przeżytym osobistym dramacie. To właśnie Leon znajduje w biurku pamiętniki poprzednika i wraz z dwójką innych nauczycieli próbuje na własną rękę rozwiązać zagadkę tajemniczej śmierci Eugena Kallamanna.

Śmierć Kalmanna i prywatne śledztwo to tylko punkt wyjścia, bo autor porusza w książce jeszcze sporo innych kwestii. Mam takie wrażenie po lekturze tej książki, że pewne tematy mocniej się w niej wybijają, a na niektóre czytelnik zwróci uwagę w zależności od własnych doświadczeń, poglądów i wrażliwości. Jednym z tematów, którego nie da się przeoczyć jest na pewno kwestia nasilającej się niechęci do osób nie szwedzkiego pochodzenia i rosnąca na tym tle przemoc wśród młodzieży. Z innych – na które akurat ja zwróciłam uwagę – to radzenie sobie z traumą po śmierci bliskich, budowanie życia na nowo, wchodzenie w nową relację i jak to zwykle u Nessera bywa – kwestia winy, ofiary i sprawcy i tego, kto właściwie jest kim i czy zawsze podjęte przez nas działania przynoszą zamierzony skutek.

Oczy Eugena Kalmanna podzielone są na rozdziały, w których do głosu dochodzą poszczególni bohaterowie. Dzięki temu obserwujemy rozgrywające się wydarzenia z różnych punktów widzenia. Każdy narrator rzuca inne światło na historię, wnosi nowe szczegóły. Zmiana perspektyw, również tych czasowych (wracamy do przeszłości m.in. w pamiętnikach Kalmanna lub przenosimy się w czasie o kilkanaście lat do przodu) ukazuje czytelnikowi szerszą perspektywę, co także jest zabiegiem charakterystycznym dla Nessera.

Jeśli chodzi o finał, to przynosi on rozwiązanie zagadki i…w zasadzie nic więcej. Zanim dobrniemy do końca, to wszystkie emocje siadają - jeśli w ogóle w tym przypadku można mówić o jakichkolwiek emocjach. I tu dochodzę do zasadniczej kwestii. Nesser zamordował tę historię – ona się już nawet nie snuje, a wręcz ślamazarzy, brnie, jakby zapadała się po pas w błocie. Wiedziałam, czego się mniej więcej spodziewać – poprzednie serie Nessera czytałam z dużą przyjemnością (tę o Van Veeterenie) czy nawet pochłaniałam z zapałem (tę o Barbarottim), choć też nie grzeszyły tempem. Miały jednak swój specyficzny klimat, delikatne, acz stopniowo rosnące napięcie, dzięki któremu autor utrzymywał zainteresowanie czytelnika. Tym razem jednak Nesser przesadził. W Oczach Eugena Kallamanna nie ma za grosz napięcia – nuda, panie, nic się nie dzieje. Z trudem przychodziło mi koncentrowanie się na treści. Tylko upór kazał mi dobrnąć do końca. Ja rozumiem, że Nesser tak zawsze trochę z misją, trochę o czymś chce bardziej powiedzieć, a nie tylko skupiać się na zbrodniach i śledztwie, ale niech kryminał będzie choć trochę kryminałem.

Do tej pory złego słowa nie dałabym powiedzieć na Nessera, a tym razem sama –z dużym zaskoczeniem – muszę przyznać, że zaliczyłam spore rozczarowanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz