12 lipca 2017

Dziewczyna z sąsiedztwa - Jack Ketchum

Ameryka lat pięćdziesiątych, spokojne, miłe przedmieścia, zaprzyjaźnione dzieciaki razem spędzające beztroskie dzieciństwo. Obrazek, który na początku serwuje nam dwunastoletni David – narrator tej powieści – niemal ociera się o sielankę. Gorące słońce, zimna woda, wartka rzeka i on łowiący w tej rzece raki. I jeszcze ona – czternastoletnia Meg, rudowłosa, długonoga, fascynująca. W oczach Davida zjawiskowa.


W tę sielankę bardzo szybko, choć stopniowo, wdziera się mrok. Pojawienie się Meg i jej młodszej siostry Susan w miasteczku burzy jego dotychczasowy spokój i wyzwala siły dotąd skrzętnie skrywane. Dziewczęta, które straciły w wypadku oboje rodziców, trafiają pod skrzydła Ruth Chandler, samotnie wychowującej trzech synów. Meg i Susan szybko popadają w niełaskę kobiety, która stopniowo pogrąża się w szaleństwie, nakręcając niepowstrzymaną i niekontrolowaną spiralę przemocy. Jej ofiarą staje się przede wszystkim Meg.

Zaczyna się niewinnie, choć łatwo można wyczuć, że w stosunku Ruth do dziewcząt coś od początku jest nie tak. Sytuacja jednak  ulega zmianie, a przemoc Ruth narasta. W swoją niebezpieczną grę wciąga ona nie tylko synów, ale także ich przyjaciół. To, co wspólnie ta grupa zaserwuje Meg i Susan nie mieści się normalnemu człowiekowi w głowie.

Dziewczyna z sąsiedztwa nie jest przyjemną lekturą, choć z początku można dać się zwieść. Szybko okazuje się, że tuż pod powierzchnią miłego i spokojnego obrazka, kryje się zło w najczystszej postaci, któremu niewiele wystarczy, by znaleźć ujście. Jack Ketchum stopniowo oswaja czytelnika z tym, co ma nastąpić. Zaczyna się od niewinnych razów, niesmacznych epitetów, domowej przemocy, którą tak łatwo można przecież uzasadnić. Krok po kroku skala okrucieństwa w stosunku do Meg zaczyna przekraczać granicę rozsądku, zamieniając się w niczym nieuzasadnioną falę okrutnej i niekontrolowanej przemocy, z której Ruth, jej chłopcy oraz dzieciaki z sąsiedztwa czerpią chorą satysfakcję. Choć mam dość wysoki poziom odporności na tego rodzaju historie, były momenty w tej książce, kiedy już nie dało się przyjąć więcej przemocy, tymczasem tej nie było końca.

Nie jestem fanką literatury amerykańskiej, trochę brakuje mi w niej klimatu. Nie przemawia też do mnie ta dziwna mieszanka pozornego spokoju, szczęścia, sielskości pomieszana z coraz bardziej wyszukaną przemocą w stosunku do ofiary. Ani to wrażenie, budowane przez autora w powieści, że przecież nic się nie stało, wszystko jest w porządku, trzeba tylko milczeć i biernie się przyglądać lub przeciwnie – brać udział w niebezpiecznej i chorej zabawie. Tymczasem wszystko jest nie tak, a nikt z zewnątrz tego nie dostrzega.

Mimo, że nie do końca trafiła do mnie ta książka, muszę przyznać, że jej przesłanie przeraża. Przeraża fakt, jak łatwo dorosły może przejąć kontrolę nad dziećmi i wywołać w nich niezdrowe zachowania. Jak łatwo wyzwolić w człowieku chęć przemocy i to, że może on czerpać z niej tyle satysfakcji. Przeraża lekkość, z jaką dzieci mogą podchodzić do znęcania się nad innymi, nie dostrzegając w tym nic niestosownego. Przeraża fakt, z jaką, łatwością bohaterowie Ketchuma przekraczali kolejne granice. Przeraża też to, że to wszystko zdarzyło się naprawdę, a autor na bazie faktów zbudował swoją historię. I to przeraża najbardziej.

Czy poleciłabym tę książkę? Niekoniecznie. Po taką literaturę może sięgnąć tylko ktoś o naprawdę mocnych nerwach i do czytania tej książki nikogo namawiać nie będę. Nie będę, tym bardziej, że przez całą lekturę towarzyszyła mi myśl, że skandynawscy pisarze zrobili by to lepiej. W ich wykonaniu ta historia dopiero mroziłaby krew w żyłach i spędzała sen z powiek. I tym jednorazowym zrywem kończę przygodę z Jackiem Ketchumem, bez żalu ignorując jego kolejne powieści. 

2 komentarze:

  1. Uwielbiam książki, które poruszają trudne czy wstrząsające tematy. Jednak literatura amerykańska do mnie nie przemawia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może doprecyzowałabym, że amerykańskie kryminały, thrillery do mnie nie trafiają. Bo z amerykańskich pisarzy bardzo lubię Irvinga i twierdzenie, że cała amerykańska literatura do mnie nie trafia, byłoby kłamstwem :)

      Usuń