Niewiele przeczytałem powieści kryminalnych, rzadko oglądałem filmy, a
seriale kryminalne omijałem z daleka. Nudziły mnie, bo życie daje po mordzie
najbardziej wymyślnym pomysłom literackim i scenariuszom. Poznałem to życie,
gdy wpychałem się między zbrodnię i karę z notesem, ołówkiem i długim nosem – a
książka to efekt 10 lat tej reporterskiej roboty.
Rzeczywiście te krótkie reportaże
zebrane w książce Plaża za szafą. Polska
kryminalna Marcina Kąckiego pokazują, że nawet najtęższe umysły, literaccy
giganci kryminalni, czy twórcy krwawych filmów, przegrywają ze scenariuszami,
które może zgotować życie. Codzienność obfituje w zaskakujące wydarzenia,
trzeba tylko umieć je dostrzec. Czasem tuż za rogiem, u sąsiada w bloku, czy u
koleżanki w pracy stać może się coś, co trafi na pierwsze strony gazet i wywoła
niemałą sensację. Właściwie każdy z nas mógłby zostać bohaterem tej książki.
Czego ani sobie, ani nikomu innemu nie życzę.
Marcin Kącki, znany z
wcześniejszej, rewelacyjnej książki Białystok.Biała siła, czarna pamięć, tym razem idzie tropem różnorakich zbrodni,
wykroczeń i nadużyć prawnych. Co nam serwuje? Pięć rozdziałów wypełnionych
coraz to ciekawszą treścią, z których każdy dotyka innego zagadnienia i
oscyluje wokół określonego tematu. Kilka tekstów z zakresu medical thriller, w
tym o mężu ratowniku, który bez mrugnięcia okiem eliminuje swoją żonę.
Bohaterkami kolejnego rozdziału są kobiety – naciągaczki, prostytutki, czy
niedoszłe morderczynie. W kolejnych znów autor bierze na warsztat przeróżnych
złodziejaszków, z mniej lub bardziej spektakularnymi wyczynami, sprawy z gruntu
niejasne, w których często kryje się drugie dno, a na deser serwuje dwa teksty
o nadużyciach seksualnych.
Umówmy się – nie wszystkie z tych
tekstów ekscytują na równym poziomie, zdarzają się lepsze i gorsze, ciekawe i
takie, które czyta się z umiarkowanym zainteresowaniem. Całość wypada jednak
całkiem interesująco i raczej działa na wyobraźnię. Czasem aż trudno uwierzyć,
że takie rzeczy dzieją się na co dzień, że można być aż tak naiwnym, by dać się
naciągnąć lub tak wyrachowanym, by żerować na naiwności innych, że można tak
naginać prawo lub w naginaniu prawa być aż tak kreatywnym. Czasem trudno
uwierzyć, jakie motywy sprowadzają ludzi na złą drogę i co może się kryć za – z
pozoru – niewinnymi zachowaniami.
Plaża za szafą to czysta sensacja i tematy, którymi bez problemu
mogłaby żyć tabloidowa prasa, z tą różnicą, że elegancko podane. Tak samo jak o
dobór tematów, Marcin Kącki dba o ich oprawę. Czyta się zatem jego teksty z dużą
przyjemnością, bo czuć tu świetnie wyrobione, reporterskie pióro i talent do
zgrabnych fraz. Potrafi zaintrygować już pierwszym zdaniem, podtrzymać
zainteresowanie stopniując napięcie i zakończyć trafną puentą. Tak, czyta się
Kąckiego świetnie.
I choć teoretycznie nie ma się do
czego przyczepić, to mam jednak po lekturze dość spore poczucie niedosytu. Jak
już wspomniałam – Plaża za szafą to
czysta sensacja i niestety nic ponadto. Nic konkretnego nie idzie za tymi
tekstami, poza tym, że opisują odbiegającą od normy, szokującą w jakimś tam
stopniu rzeczywistość. Nie tłumaczą jednak żadnych zjawisk, nie odkrywają
większej prawdy, nie oddziałują na czytelnika jak teksty zebrane w Białymstoku. Białystok miał większą siłę
rażenia, więcej wywoływał emocji, odsłaniał i piętnował pewne mechanizmy i
nadużycia; czuć było, że zebrane w tej książce teksty mogą coś zmienić,
oddziaływać na rzeczywistość, że autorowi zależy na przekazaniu informacji. Tu
jest szokująco, ekscytująco i z napięciem, ale bez większego rezonansu. Za
tydzień, może dwa, historie z Plaży za
szafą zleją mi się w jedno, bo nic większego z nich nie wynika. Jest dobrze
i interesująco, ale to trochę za mało do pełnej satysfakcji. Można, ale nie
koniecznie trzeba poczytać. Świat się bez znajomości tej lektury nie zawali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz