7 lutego 2017

Plaża za szafą. Polska kryminalna - Marcin Kącki

Niewiele przeczytałem powieści kryminalnych, rzadko oglądałem filmy, a seriale kryminalne omijałem z daleka. Nudziły mnie, bo życie daje po mordzie najbardziej wymyślnym pomysłom literackim i scenariuszom. Poznałem to życie, gdy wpychałem się między zbrodnię i karę z notesem, ołówkiem i długim nosem – a książka to efekt 10 lat tej reporterskiej roboty.


Rzeczywiście te krótkie reportaże zebrane w książce Plaża za szafą. Polska kryminalna Marcina Kąckiego pokazują, że nawet najtęższe umysły, literaccy giganci kryminalni, czy twórcy krwawych filmów, przegrywają ze scenariuszami, które może zgotować życie. Codzienność obfituje w zaskakujące wydarzenia, trzeba tylko umieć je dostrzec. Czasem tuż za rogiem, u sąsiada w bloku, czy u koleżanki w pracy stać może się coś, co trafi na pierwsze strony gazet i wywoła niemałą sensację. Właściwie każdy z nas mógłby zostać bohaterem tej książki. Czego ani sobie, ani nikomu innemu nie życzę.

Marcin Kącki, znany z wcześniejszej, rewelacyjnej książki Białystok.Biała siła, czarna pamięć, tym razem idzie tropem różnorakich zbrodni, wykroczeń i nadużyć prawnych. Co nam serwuje? Pięć rozdziałów wypełnionych coraz to ciekawszą treścią, z których każdy dotyka innego zagadnienia i oscyluje wokół określonego tematu. Kilka tekstów z zakresu medical thriller, w tym o mężu ratowniku, który bez mrugnięcia okiem eliminuje swoją żonę. Bohaterkami kolejnego rozdziału są kobiety – naciągaczki, prostytutki, czy niedoszłe morderczynie. W kolejnych znów autor bierze na warsztat przeróżnych złodziejaszków, z mniej lub bardziej spektakularnymi wyczynami, sprawy z gruntu niejasne, w których często kryje się drugie dno, a na deser serwuje dwa teksty o nadużyciach seksualnych.

Umówmy się – nie wszystkie z tych tekstów ekscytują na równym poziomie, zdarzają się lepsze i gorsze, ciekawe i takie, które czyta się z umiarkowanym zainteresowaniem. Całość wypada jednak całkiem interesująco i raczej działa na wyobraźnię. Czasem aż trudno uwierzyć, że takie rzeczy dzieją się na co dzień, że można być aż tak naiwnym, by dać się naciągnąć lub tak wyrachowanym, by żerować na naiwności innych, że można tak naginać prawo lub w naginaniu prawa być aż tak kreatywnym. Czasem trudno uwierzyć, jakie motywy sprowadzają ludzi na złą drogę i co może się kryć za – z pozoru – niewinnymi zachowaniami.

Plaża za szafą to czysta sensacja i tematy, którymi bez problemu mogłaby żyć tabloidowa prasa, z tą różnicą, że elegancko podane. Tak samo jak o dobór tematów, Marcin Kącki dba o ich oprawę. Czyta się zatem jego teksty z dużą przyjemnością, bo czuć tu świetnie wyrobione, reporterskie pióro i talent do zgrabnych fraz. Potrafi zaintrygować już pierwszym zdaniem, podtrzymać zainteresowanie stopniując napięcie i zakończyć trafną puentą. Tak, czyta się Kąckiego świetnie.

I choć teoretycznie nie ma się do czego przyczepić, to mam jednak po lekturze dość spore poczucie niedosytu. Jak już wspomniałam – Plaża za szafą to czysta sensacja i niestety nic ponadto. Nic konkretnego nie idzie za tymi tekstami, poza tym, że opisują odbiegającą od normy, szokującą w jakimś tam stopniu rzeczywistość. Nie tłumaczą jednak żadnych zjawisk, nie odkrywają większej prawdy, nie oddziałują na czytelnika jak teksty zebrane w Białymstoku. Białystok miał większą siłę rażenia, więcej wywoływał emocji, odsłaniał i piętnował pewne mechanizmy i nadużycia; czuć było, że zebrane w tej książce teksty mogą coś zmienić, oddziaływać na rzeczywistość, że autorowi zależy na przekazaniu informacji. Tu jest szokująco, ekscytująco i z napięciem, ale bez większego rezonansu. Za tydzień, może dwa, historie z Plaży za szafą zleją mi się w jedno, bo nic większego z nich nie wynika. Jest dobrze i interesująco, ale to trochę za mało do pełnej satysfakcji. Można, ale nie koniecznie trzeba poczytać. Świat się bez znajomości tej lektury nie zawali. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz