21 lutego 2017

Oskarżam Auschwitz. Opowieści rodzinne - Mikołaj Grynberg

Bohaterów mojej książki łączy to, że wychowani zostali tak jak ja, przez ocalałych z Holokaustu. Łączy nas też to, że jesteśmy Żydami, i to, że mieliśmy nie istnieć, bo już naszych rodziców miało nie być. Łączą nas również nasze domy rodzinne, trwające w cieniu wielkiej żałoby. Smutek był ich niezbywalną częścią, często pozostającą w sferze poza słowami. Narzekanie brzmiałoby w naszych ustach jak bluźnierstwo, więc tego nie robimy. Czujemy, że mamy „drugą szansę”, mimo że sami nigdy nie straciliśmy pierwszej.


W poszukiwaniu swoich bohaterów Mikołaj Grynberg zjeździł Polskę, Izrael i Stany Zjednoczone. Rozmowy prowadził po polsku, francusku i angielsku. Niezależnie od tego z kim rozmawiał, żadna z tych rozmów nie była łatwa. Niektórym mówienie o tak intymnych sprawach przychodziło z trudem, niektórzy nie mieli problemu z tym, by się otworzyć. Niektóre z tych rozmów były nieprzyjemne, inne kończyły się wspólnym wzruszeniem. Wszystkie zaś łączy jedno – to historie rodzinne tych, których wychowali ocaleni z Holocaustu, to świadectwo drugiego pokolenia naznaczonego traumą Zagłady, choć przecież sami nigdy jej nie doświadczyli. Jak wyglądało ich życie? Jak to jest być wychowanym przez ocalałego?

To znaczy żyć w środku tornada przez całe życie – odpowiada jeden z rozmówców Mikołaja Grynberga na tak postawione pytanie. Inny dodaje, że to wielki przywilej i odpowiedzialność. Ktoś znów wspomina, że oznaczało to, bycie wychowywanym przez ludzi cierpiących na depresję. Ile razy by nie było postawione to pytanie, za każdym razem pada inna odpowiedź. Jednak obraz, jaki się z nich wyłania jest mniej więcej taki sam. Ich domy wypełnione były pustką i smutkiem, tęsknotą za tymi, którym nie udało się przeżyć, milczeniem, które skrywało niewypowiedziane cierpienie, historie, o których lepiej było nie mówić. Żyli w cieniu traumy swoich rodziców, którzy pozostawieni sami sobie nie potrafili sobie z nią poradzić, chcieli mieć rodziny, jednak nie potrafili ich stworzyć. Obarczeni bagażem niewyobrażalnej krzywdy i doświadczeń, swoje lęki i strach przekazywali dalej – kolejnemu pokoleniu, które choć nigdy nie doświadczyło wojny, nadal było jej ofiarami.

Z tego punktu widzenia lektura Oskarżam Auschwitz była bardzo interesującym doświadczeniem, ponieważ trudno uwierzyć w to, że ponad siedemdziesiąt lat od zakończenia II wojny światowej, nadal zbiera ona żniwo. Trudno uwierzyć, że ktoś, kto nigdy nie doświadczył wojny, może żyć z jej piętnem. Historie opowiedziane przez bohaterów Mikołaja Grynberga zadziwiają, poruszają i trudno przejść obok nich obojętnie. Jedna z nich – opowiedziana przez kobietę, której ojciec przez całe jej życie nie wyszedł ani razu z domu – wbiła mnie w fotel tak, że musiałam na chwilę odłożyć lekturę. Tak, z tego powodu uważam, że warto sięgnąć po książkę Mikołaja Grynberga.

Mimo tego, przez całą lekturę towarzyszyło mi poczucie, że jest ona trochę niepełna i pokazuje tylko jedną stronę medalu. Co prawda autor od początku nie ukrywał, że jego rozmówców łączy to, że są Żydami i według takiego klucza ich wybierał, zabrakło mi tu jednak świadectwa Polaków, których rodzice też przeżyli Auschwitz i także mogą nieść jego świadectwo. Nie jest to jakiś poważny zarzut, ale aż prosiło się o kilka takich przykładów dla równowagi.

Drugi zarzut dotyczy warsztatu. Wszystkie rozmowy – nie wiem, czy rzeczywiście tak jest – ale sprawiają wrażenie spisanych słowo w słowo, bez jakiejkolwiek redakcji. Co niestety powoduje, że od strony literackiej, nie jest to specjalnie wyjątkowa lektura. Najbardziej rzucało się to w oczy w tych rozmowach, w których uczestniczyło – poza autorem – dwóch rozmówców. Na jedno pytanie pojawiały się dwie identyczne odpowiedzi, które wiernie autor przytaczał, chociaż nie było takiej potrzeby. Gdyby oszlifować warstwę tekstową, zrobić jej choć minimalną redakcję, która nie wpływałaby na treść, ale by ją uporządkowywała, czyniła nieco bardziej zgrabną, całość sporo by na tym zyskała.

Ze względu na temat, który porusza książka, uważam, że warto. Jednak od strony warsztatowej chciałoby się czegoś więcej.

2 komentarze:

  1. Lubię tę tematykę, wiec w wolnej chwili się za tą książką rozejrzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa jestem, jak będzie się Tobie podobała.

      Usuń