Opis tej książki ekscytuje
bardziej niż ona sama. Gdybym to wiedziała, to darowałabym sobie lekturę. A tak
zmarnowałam dwa tygodnie, mordując się z książką, która nie jest tego wysiłku
warta.
Nos Pinokio to kolejna książka Leif GW Perssona, w której spotkamy
starego znajomego – inspektora Everta Bakströma. Kto zna tę postać, wie z czym
to się łączy. Kto nie – spieszę wyjaśnić, że to antybohater, arogant,
egocentryk, a jednocześnie nieco obleśny typ, któremu się wydaje, że jest
mistrzem świata i okolic, i że kobiety biją się o jego uwagę i same wskakują mu
do łóżka. Oczywiście, w swoim mniemaniu, jest też super policjantem, który
upora się z każdą sprawą i zrobi to tak, by mieć z tego jeszcze swoje korzyści.
Tyle tytułem wstępu.
Znakiem rozpoznawczym Leif GW
Perssona jest ironia i chyba tylko to ratuję tę książkę. Kąśliwe uwagi i
komentarze Everta, choć jest to wyjątkowo antypatyczny typ, wciąż bawią i
nadają całości pewnego smaczku. Całość natomiast jest zdecydowanie przyciężka i
trudno właściwie określić czy czyta się jeszcze kryminał z elementami
obyczajówki, czy już powieść obyczajową, która coś tam wspólnego ma z
kryminałem.
Leif GW Persson – przynajmniej
jeśli chodzi o cykl z inspektorem Bakströmem – nie słynie z książek o wartkiej
i trzymającej w napięciu akcji. Stawia raczej na powolne śledztwo, żmudne
gromadzenie dowodów i ustalanie przebiegu wypadków, jednocześnie wprowadzając
czytelnika w kulisy pracy policji, czasem metody jej postępowania ośmieszając.
I o ile w poprzednich książkach o Evercie jeszcze dawało to radę, to w
przypadku Nosa Pinokia tempo było tak
powolne, a wątek kryminalny tak rozwleczony, że można się było spokojnie
zdrzemnąć przy tej książce, tak niewiele się w niej działo.
Punktem wyjścia jest tu śmierć
adwokata Thomasa Erikssona, obrońcy typów spod najciemniejszej gwiazdy, z
którym to nasz wspaniały inspektor miał na pieńku. Toczące się w tej sprawie
śledztwo jest więc dla niego źródłem nieskrywanej satysfakcji i radości.
Motywem przewodnim natomiast całej książki jest tytułowy nos Pinokia. O co
chodzi i jakie znaczenie ma postać Pinokia dla całej sprawy przekonacie się
sami, jeśli starczy Wam cierpliwości, by przedrzeć się przez tę książkę.
Największą wadą Nosa Pinokia jest to, że zwyczajnie
nuży, nudzi i usypia. Abstrahując od tego, że postać inspektora Everta, jego
seksualne podboje i kulinarne doznania zdominowały tę książkę, czyniąc z niej
bardziej obyczajówkę niż kryminał, to jeszcze nie ma w niej ani grama napięcia.
Ani krzty! I nie ratuje sytuacji zagmatwany wątek kryminalny, którego początki
sięgają carskiej Rosji, ani nawet wpleciona w całość historia Pinokia. Przez Nos Pinokia brnie się z ogromnym
wysiłkiem, tracąc zainteresowanie fabułą, a czasem nawet tracąc wątki, gdyż te poboczne,
osadzone w dalekiej przeszłości, rozbijają nieco akcję, a już na pewno nie
wpływają najlepiej na jej tempo.
No cóż – jeśli kryminał czyta się
przez dwa tygodnie, wyczekując końca jak zbawienia, to już sam ten fakt mówi
wiele o książce. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda, okraszona czasem zgrabnym
żartem, ale chyba nie o żarty w dobrych kryminałach chodzi. Dla mnie strata
czasu i zdecydowanie nie polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz