9 lipca 2016

Nos Pinokia - Leif GW Persson

Opis tej książki ekscytuje bardziej niż ona sama. Gdybym to wiedziała, to darowałabym sobie lekturę. A tak zmarnowałam dwa tygodnie, mordując się z książką, która nie jest tego wysiłku warta.


Nos Pinokio to kolejna książka Leif GW Perssona, w której spotkamy starego znajomego – inspektora Everta Bakströma. Kto zna tę postać, wie z czym to się łączy. Kto nie – spieszę wyjaśnić, że to antybohater, arogant, egocentryk, a jednocześnie nieco obleśny typ, któremu się wydaje, że jest mistrzem świata i okolic, i że kobiety biją się o jego uwagę i same wskakują mu do łóżka. Oczywiście, w swoim mniemaniu, jest też super policjantem, który upora się z każdą sprawą i zrobi to tak, by mieć z tego jeszcze swoje korzyści. Tyle tytułem wstępu.

Znakiem rozpoznawczym Leif GW Perssona jest ironia i chyba tylko to ratuję tę książkę. Kąśliwe uwagi i komentarze Everta, choć jest to wyjątkowo antypatyczny typ, wciąż bawią i nadają całości pewnego smaczku. Całość natomiast jest zdecydowanie przyciężka i trudno właściwie określić czy czyta się jeszcze kryminał z elementami obyczajówki, czy już powieść obyczajową, która coś tam wspólnego ma z kryminałem.

Leif GW Persson – przynajmniej jeśli chodzi o cykl z inspektorem Bakströmem – nie słynie z książek o wartkiej i trzymającej w napięciu akcji. Stawia raczej na powolne śledztwo, żmudne gromadzenie dowodów i ustalanie przebiegu wypadków, jednocześnie wprowadzając czytelnika w kulisy pracy policji, czasem metody jej postępowania ośmieszając. I o ile w poprzednich książkach o Evercie jeszcze dawało to radę, to w przypadku Nosa Pinokia tempo było tak powolne, a wątek kryminalny tak rozwleczony, że można się było spokojnie zdrzemnąć przy tej książce, tak niewiele się w niej działo. 

Punktem wyjścia jest tu śmierć adwokata Thomasa Erikssona, obrońcy typów spod najciemniejszej gwiazdy, z którym to nasz wspaniały inspektor miał na pieńku. Toczące się w tej sprawie śledztwo jest więc dla niego źródłem nieskrywanej satysfakcji i radości. Motywem przewodnim natomiast całej książki jest tytułowy nos Pinokia. O co chodzi i jakie znaczenie ma postać Pinokia dla całej sprawy przekonacie się sami, jeśli starczy Wam cierpliwości, by przedrzeć się przez tę książkę.

Największą wadą Nosa Pinokia jest to, że zwyczajnie nuży, nudzi i usypia. Abstrahując od tego, że postać inspektora Everta, jego seksualne podboje i kulinarne doznania zdominowały tę książkę, czyniąc z niej bardziej obyczajówkę niż kryminał, to jeszcze nie ma w niej ani grama napięcia. Ani krzty! I nie ratuje sytuacji zagmatwany wątek kryminalny, którego początki sięgają carskiej Rosji, ani nawet wpleciona w całość historia Pinokia. Przez Nos Pinokia brnie się z ogromnym wysiłkiem, tracąc zainteresowanie fabułą, a czasem nawet tracąc wątki, gdyż te poboczne, osadzone w dalekiej przeszłości, rozbijają nieco akcję, a już na pewno nie wpływają najlepiej na jej tempo.

No cóż – jeśli kryminał czyta się przez dwa tygodnie, wyczekując końca jak zbawienia, to już sam ten fakt mówi wiele o książce. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda, okraszona czasem zgrabnym żartem, ale chyba nie o żarty w dobrych kryminałach chodzi. Dla mnie strata czasu i zdecydowanie nie polecam.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz