11 stycznia 2016

Sprawa G - Håkan Nesser

Choć bardzo lubię Håkana Nessera i cenię sobie bardzo wszystko, co wyszło spod jego pióra, serią o Van Veeterenie byłam już trochę zmęczona. Ileż w końcu można eksploatować jedną postać? W Sprawie G Nesser eksploatuje postać komisarza – na szczęście – po raz ostatni.


Tak zwana „sprawa G” przewija się w cyklu o Van Veeterenie niemal przez cały czas. To w końcu jedyna sprawa, której komisarzowi w całej swojej karierze nie udało się doprowadzić do satysfakcjonującego końca. W dziesiątej, ostatniej części, ten temat powraca jeszcze raz, a komisarz dostaje kolejną szansę, by wyjaśnić to, czego nie udało mu się dokonać piętnaście lat temu…

To właśnie wtedy w biurze prywatnego detektywa pojawia się Barbara Hennan, młoda Amerykanka, która zleca obserwację swojego męża. Kilka dni później zostaje znaleziona martwa na dnie pustego basenu. Sprawą zajmuje się ekipa Van Veeterena. Choć niby wszystko wydaje się być jasne, brakuje dowodów by ukarać sprawcę. Piętnaście lat później zupełnie nieoczekiwanie w tej starej - ale nie zapomnianej przez komisarza sprawie – pojawia się nowy trop. Jaki tym razem będzie finał?

Trudno w tym przypadku mówić o kryminalnej zagadce, bo niemal od początku wszystko wydaje się być logiczne i jasne, brakuje tylko dowodów by wszystko sprawnie skleić do kupy i oczekiwać na skazujący wyrok. A jednak główny podejrzany się wymyka. Początek nic specjalnego nie zapowiada, a nawet trochę wieje nudą, bo trzeba przyznać, że Sprawa G nie powala specjalnie zawrotną akcją. Więcej tu zwyczajnej policyjnej roboty – szukanie dowodów, zbieranie informacji, przesłuchiwanie podejrzanego i świadków. A jednak lektura trzyma w napięciu, a emocje i ciekawość, co będzie dalej, systematycznie rosną. Akcja przyspiesza gwałtownie dopiero pod koniec, a kiedy wydaje się nam, że już wszystko jest jasne, Nesser znów zaskakuje. 

Tak, podobała mi się ta część. Wszystko jest tu na swoim miejscu. Za to właśnie lubię Nessera, że jego kryminały są nieco bardziej wyszukane, że nie stawia on tylko na szybkie tempo, ale zostawia też miejsce na refleksję.

I choć smutno się rozstawać z bohaterami, których obdarzyło się sympatią, cieszę się, że to już koniec. Dobrze zakończył ten cykl Håkan Nesser. Pozwolił Van Veeterenowi zejść ze sceny godnie i z klasą. Jestem takim finałem w pełni usatysfakcjonowana.


Żegnaj Van Veeterenie. Miło Cię było poznać :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz