Małgorzata Rejmer z godną
podziwu lekkością bawi się słowem i pisze tak, że trudno pohamować zazdrość.
Powiedzieć o niej, że ma lekkie pióro to za mało. Jej pióro jest imponująco
lekkie.
Lubię kiedy reportaż to nie
tylko suche fakty, ale również pięknie opowiedziana historia. Małgorzata Rejmer
swoim talentem literackim mi zaimponowała. Bukareszt.
Kurz i krew czytałam z dużą przyjemnością, smakując zgrabnie sformułowane
zdania, wyszukane metafory i zaskakujące zestawienia. Rosło moje polonistyczne
serce. Umieć pisać tak, że nawet najbardziej przerażająca opowieść zachwyca –
to niełatwe zadanie. Małgorzacie Rejmer wyszło to aż nadto dobrze, by nie
powiedzieć – doskonale.
Bukareszt. Kurz i krew to przede wszystkim historia rumuńskiej
stolicy, której nieodwracalną krzywdę wyrządził nieudacznik Demiurg, jakim był Ceauşescu,
stawiając betonowego olbrzyma w miejsce zabytkowej części miasta. To opowieść o
mieście, w którym choć trudno o oczywiste piękno, bliskie staje się autorce. Choć
pokryte kurzem, będące brzydszym bratem Paryża – Małgorzatę Rejmer jednocześnie
fascynuje i odpycha.
Choć tytuł sugeruje raczej
wąski zakres zainteresowań, to autorka oferuje znacznie więcej. Opowieść
o Bukareszcie jest tylko pretekstem do przyjrzenia się Rumunii w szerszym
kontekście historycznym – tym dawnym, ale również współczesnym. A w tym
wszystkim miejsce znalazł sobie jeszcze pojedynczy człowiek, któremu przyszło
żyć w niewesołej rzeczywistości i kraju, który nie miał szczęścia do rządzących
nim polityków. Człowiek, na którego życiu cieniem położyła się wielka historia.
Nie mogę uczciwie przyznać, że
cała książka mnie jednakowo interesowała, bo obok naprawdę ciekawych rozdziałów
były i takie, które – moim zdaniem - nic specjalnego do całości nie wnosiły.
Natomiast z ogromnym zainteresowaniem pochłaniałam współczesną historię kraju, w
której nieprzemyślane decyzje Wodza Ceauşescu przyniosły konsekwencje w postaci
niechcianych „dekretowych dzieci”, dla których miejsca zabrakło w już i tak
chorej rzeczywistości.
O Bukareszcie można wiele napisać, bo i pojemność tematyczna tej
książki nie ma dna. Można tu znaleźć sporo ciekawych informacji o tym w sumie
mało znanym kraju. A wszystko to gustowanie i estetycznie językowo podane, aż
chce się czytać, chociaż Rejmer nie oszczędza czytelnikowi przykrych, ocierających
się o naturalizm historii.
Polecam Bukareszt, bo mnie ta książka zachwyciła. Choć tematycznie nierówna
i miejscami nudnawa, to literacko prawdziwa uczta. Słodko-gorzka książka o
ciekawym kraju.
To będzie dla mnie książka idealna, takie uzupełnienie tematu opisanego przez Carmen Bugan. :)
OdpowiedzUsuńCarmen Bugan leży na półce i czeka w kolejce. Ale może wezmę ją ze sobą na wakacje. W końcu pewnie nie ma lepszego miejsca do czytania o Rumunii, jak właśnie w Rumunii ;)
UsuńTo prawda. :) Dlatego ja muszę sobie Sonnenschein kupić przed wyjazdem do Chorwacji!
UsuńO rety, przegapiłam to totalnie. Też taka mało wakacyjna lektura, ale zapowiada się interesującą. Poczekam na Twoją opinię, ale wydaje się, że może być warta uwagi.
Usuń