Z Jeffrey’em Eugenidesem
spotkałam się po raz pierwszy kilka lat temu. Wtedy wpadła mi w ręce książka Middlesex. Nie pamiętam dokładnie, co
mnie skłoniło do lektury, mam jednak wrażenie, że miało to coś wspólnego z
filmem argentyńsko-francusko-hiszpańskiej produkcji XXY. Widziałam go w kinie, zrobił na mnie wrażenie i pewnie idąc
tym tropem, trafiłam na pozycję Eugenidesa. Po latach, podczas książkowych
polowań, szperaniu w sieci za czymś nowym do czytania (tak jakbym na półkach
miała za mało nieprzeczytanych książek), wpadły mi w oko Przekleństwa niewinności. Jako że wspomnienia po pierwszej lekturze
mam miłe, postanowiłam wrócić do autora. I był to całkiem udany powrót.

Bohaterkami książki jest pięć
sióstr – Cecylia, Lux, Bonnie, Mary i Therese – wychowanych w tradycyjnej,
katolickiej rodzinie, pod okiem apodyktycznej matki i zdominowanego przez nią
ojca. W surowej atmosferze nakazów, zakazów, duszonej seksualności, trzymane
pod kloszem, próbują - każda na swój sposób - dać upust dojrzewającej się w
nich kobiecości, znaleźć własną przestrzeń i swoje ja. Odsunięte od
rówieśników, stają się obiektem ich obsesyjnego zainteresowania, zwłaszcza ze
strony chłopców, co jeszcze bardziej niepokoi matkę. Gra pozorów szczęśliwej
rodziny trwa, dopóki najmłodsza z sióstr – Cecylia - nie odbierze sobie życia.
A to tylko preludium do następnych, dramatycznych wydarzeń. W ciągu kilku
miesięcy rodzina Lisbonów w zasadzie przestaje istnieć. Dokładnie rok od
pierwszej samobójczej śmierci, pozostałe siostry odbierają sobie życie.