31 stycznia 2019

Nie ma - Mariusz Szczygieł


Odkładam ją na półkę, a potem biorę z powrotem. Wertuję kartki, czytam jeszcze raz fragmenty i zastanawiam się – jak to właściwie jest tym z Nie ma Mariusza Szczygła? Mija kolejny dzień odkąd przeczytałam tę książkę i nie daje mi ona spokoju, choć nie umiem odpowiedzieć jednoznacznie na pytanie – jest zachwyt, czy go nie ma?


Trudno przypisać tę książkę do jednej konkretnej kategorii – nie pozwala na to ani różnorodność tematów, ani też form, po które sięga autor. Obok tych bardziej klasycznych tekstów, takich jak reportaż czy esej, znajdziemy też takie, które trudno sklasyfikować. W jednej historii znajdziemy tabelkę z Excela, w drugiej – wykropkowane miejsca, luki, w których możemy sobie sami dopowiedzieć to, co niedopowiedziane. Obok tekstów długich, znajdziemy też bardzo krótkie, czasem tylko jednozdaniowe. Mariusz Szczygieł w Nie ma bawi się formą, nagina ją do swoich potrzeb, dostosowuje do opowiadanych historii. Czym zaskakuje, ale też i uwiera. Mnie te eksperymentalne formy bardziej jednak uwierają niż zachwycają. Lubię zabawy słowem, formą – już niekoniecznie.


Równie różnorodna jest warstwa tematyczna tej książki. Są tu teksty, które szybko ulatują z pamięci. Są też i takie, które przeciwnie, mocno zapadają w pamięć i nie sposób przejść obok nich obojętnie. Do jeszcze innych wracam, bo nie mam pewności, czy coś mi nie umknęło – czytam jeszcze raz i odkrywam je na nowo.

Nie przepadam za zbytnią obecnością autora w jego tekstach. A tymczasem – zaskoczenie! To właśnie to w Nie ma urzeka mnie najbardziej. Te bardzo osobiste historie, które chyba najmocniej chwytały mnie za serce, te wszystkie odautorskie uwagi i wtręty, inteligentne, zabawne, trafne, które dodawały tekstom dodatkowego smaczku. Ta szczerość, z którą autor wychodzi do czytelnika – nie czułam w tym żadnej kreacji, żadnej pozy. Czułam natomiast, jakbym z każdą stroną poznawała autora coraz bardziej, jak robi się mi coraz bliższy, prawie jak kumpel, a przecież nie znam osobiście Pana Mariusza. Wada to jest tej książki, czy jednak zaleta? Normalnie powiedziałabym, że wada, że autora nie powinno być widać w książce, ale tu…Tu mi to odpowiada i bardzo pasuje.

O czym jest to książka? Tu znów napotykam na trudność i nie umiem udzielić jednoznacznej odpowiedzi. O wszelkich przejawach strat i braków? O odchodzeniu? O godzeniu się z odchodzeniem? Jest o tym, czego brakuje w życiu, a jak się okazuje, brakować może wielu rzeczy: przedmiotów, uczuć, osób… Łatwiej byłoby mi odpowiedzieć na pytanie, o czym ta książka jest dla mnie – dla mnie jest przede wszystkim o Mariuszu Szczygle, który nawet opowiadając o innych, wiele mówi o sobie.

Wydawać by się mogło, że w sumie napisałam same dobre rzeczy o tej książce, a jednak wciąż nie umiem określić – zachwyca, czy jednak nie? Zrób sobie raj zachwyciło mnie dopiero po drugim przeczytaniu. Wygląda na to, że z Nie ma powinnam się także drugi raz zmierzyć; może wtedy udzieliłabym bardziej zdecydowanej odpowiedzi. Tymczasem myślę sobie, że z Nie ma Szczygła jest trochę tak, jak z pudełkiem czekoladek – z różnorodności smaków, każdy wybierze ten, który pasuje mu najbardziej. Ten osobisty aspekt Nie ma okazał się moim ulubionym smakiem. Który wybieracie Wy?

2 komentarze:

  1. To już któryś raz, kiedy napotykam się jeśli nie na zachwyt, to zaintrygowanie tą książką. I sama się zaciekawiam. Pewnie kiedyś przeczytam, kwestia tylko tego, kiedy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daj znać, jak przeczytasz, czy jest zachwyt, czy go nie ma ;)

      Usuń