15 maja 2018

Trupia farma - Bill Bass, Jon Jefferson


Ciało się rozkłada; kości pozostają. Ciało zapomina i wybacza dawne urazy; kość może się zagoić, ale zawsze pamięta: upadek z dzieciństwa, bijatykę w barze, uderzenie rękojeścią pistoletu w skroń, ostrze wbite między żebra. Kości zatrzymują takie chwile, utrwalają je i pokazują każdemu, kto ma dość wiedzy i doświadczenia, by dojrzeć to bogactwo danych, by usłyszeć cichy szept zmarłych.


Ten cichy szept zmarłych doskonale słyszy Bill Bass – antropolog sądowy i założyciel tzw. „Trupiej Farmy”, czyli Antropologicznego Ośrodka Badawczego Uniwersytetu Tennessee, w którym prowadzone są badania rozkładu zwłok. Brzmi makabrycznie, ale cel szczytny – dzięki tym badaniom udało się rozwiązać wiele kryminalnych zagadek, ustalić tożsamość bezimiennych dotąd ofiar i namierzyć sprawców przeróżnych zbrodni (choć czasem tym „namierzonym” udawało się uniknąć kary). Bill Bass z kości czyta jak z nut, choć i jemu, mimo wieloletniego doświadczenia i ogromu zgromadzonej wiedzy, trafiają się nuty fałszywe.


Trupia farma to nie kryminał, choć niektóre opisane w tej książce wydarzenia mogą mrozić krew w żyłach. To także nie reportaż, choć wszystko zdarzyło się naprawdę. Trupia farma to zbiór różnych historii, którymi dzieli się Bill Bass, a ponieważ ma dar opowiadania, robi to w sposób niezwykle interesujący. Co zatem znajdziemy w tej książce? Przede wszystkim mnóstwo ciekawych informacji o przeprowadzanych na „Trupiej farmie” badaniach i o wnioskach z tych badań płynących. Dowiemy się, jak zachowują się ludzkie zwłoki pod wpływem różnych czynników, jakie procesy zachodzą się rozkładającym się ciele i co z tego ciała można wyczytać na podstawie różnych obserwacji, pomiarów i analiz. Bill Bass odkryje przed nami tajemnice, które skrywają ludzkie kości i zdemaskuje tych, którzy w sposób nieumiejętny chcieli zatuszować zbrodnie. Czasem zaledwie na podstawie kilku małych kosteczek, paru rys na nich znalezionych, udawało się ustalić informacje, które pozwalały pchnąć śledztwo dalej.

Trupia farma to nie tylko sensacyjne sprawy – główny narrator opowiada także o tym, co doprowadziło go do idei założenia tak nietypowego ośrodka naukowego, opowiada o początkach „Trupiej Farmy”, sukcesach i problemach z nią związanych. To wszystko przeplata znów informacjami z życia prywatnego, co pozwala czytelnikowi spojrzeć na Billa Bassa nie tylko jak na wybitną postać, nieprzeciętnego antropologa sądowego i naukowca, ale także jak na zwykłego człowieka, który na co dzień boryka się z takimi samymi problemami, co inni ludzie. To, co podobało mi się w postawie Billa Bassa, to jego niesamowity dystans do samego siebie i odwaga, z którą przyznawał się do popełnionych błędów. Nie stawiał się w pozycji nieomylnego i wszechwiedzącego, ale na przykładach swoich pomyłek wskazywał, czym mogły one skutkować na kolejnych etapach prac czy też śledztwa.

Może się wydawać, że jest to trudna i niezbyt przyjemna książka, ale wcale tak nie jest. Bill Bass co prawda nie oszczędza czytelnika i bez ceregieli serwuje czasem średnio apetyczne szczegóły, ale z drugiej znów strony – potrafi rozładować atmosferę dobrze wyważonym dowcipem, anegdotą. Ponieważ robi to z wyczuciem, a w całym tekście czuć szacunek i do materii, którą się zajmuje i do ludzi, z którymi współpracuje, nie ma się wrażenia, że jest to niestosowne, nie na miejscu, że nie wypada. Dzięki tym żartobliwym akcentom tekst nabiera innego wymiaru, bardziej ludzkiego, czyta się go lekko, choć przecież traktuje o temacie trudnym, którego raczej unikamy. Moim zdaniem – świetna rzecz! Fascynująca lektura pełna niesamowitej, choć też nieco makabrycznej wiedzy. Doskonała rzecz dla miłośników kryminałów, zagadek i ciekawostek z pogranicza chemii, medycyny, biologii oraz innych nauk. Polecam!

2 komentarze:

  1. Uwielbiam książki w takowym klimacie. Chętnie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń