Co teraz czytasz? – pyta często mój mąż, z góry wiedząc, że wyjadę
zaraz z jakimś ciężkim tematycznie kalibrem, bo słynę z tego, że lektury
wybieram sobie same „lekkie i przyjemne” (sic!). Po mojej odpowiedzi zazwyczaj
wyraża lekką dezaprobatę, czasem zdziwienie lub macha ręką przyzwyczajony.
Kiedy jednak zakomunikowałam, że czytam Missoulę,
pokrótce streszczając temat książki i przywołując niektóre opisane w niej
sytuacje – jego reakcja była inna niż zwykle. Moja też. Szczerze? Doszło do
ostrej dyskusji.
Po co o czymś takim czytasz?! Po co pisać o takich rzeczach?!
Odpowiedź na pierwsze pytanie
brzmi: bo lubię wiedzieć więcej, bo nie mam ochoty tkwić w szklanej bańce i udawać,
że świat jest piękny, a wokół sami dobrzy ludzie. Na drugie zaś: po to, by wyciągać
ludzi z ich strefy komfortu, uświadamiać, że takie rzeczy mają miejsce, że dzieją
się na co dzień, że gwałt nie jest czymś normalnym, a ofiara „sama tego chciała”.
I po to, by mówić o głośno o tematach tabu, obalając narosłe wokół nich mity.
Łatwiej żyć w niewiedzy – co przez
większość swojego życia robił też Jon Krakauer, autor książki Missoula. Gwałty w amerykańskim miasteczku
uniwersyteckim. Nie wiedział on nic o zjawisku gwałtu towarzyskiego do
czasu, aż jedna z bliskich mu osób wyznała, że sama kiedyś stała się takiego czynu
ofiarą. To był impuls, który sprawił, że Krakauer postanowił zgłębić temat. Dotarł
do ofiar gwałtów, ich bliskich i mężczyzn, którzy zostali o napastowanie kobiet
oskarżeni. Rozmawiał z psychologami i prawnikami, uczestniczył w postępowaniach
sądowych, przeczytał tysiące stron stenogramów z rozpraw, dokumentów, listów, czy
raportów policyjnych. Przeprowadził dogłębną analizę tematu i doznał wstrząsu,
kiedy okazało się, jak wielu jego znajomych, członków rodziny ta sprawa dotyczy.
Jak wiele kobiet z bliskiego mu otoczenia zostało wykorzystanych przez mężczyzn,
którym ufały. Jak powszechne jest to zjawisko. I jak wciąż to ofiary uchodzą za
bardziej winne niż sprawcy.
Od czynu po jego konsekwencje, zarówno
dla ofiary jak i gwałciciela, przez dochodzenie, śledztwo, rozprawę sądową i
wyrok, który na niej zapadł – autor prowadzi czytelnika przez wszystkie te etapy
krok po kroku. Nie unika drastycznych opisów i nie szczędzi czytelnikowi
szczegółów. Robi to jednak nie dla taniej sensacji, a po to by uświadomić skalę
problemu, wyjaśnić mechanizmy działania sprawców i z pozoru nielogiczne
zachowanie ofiar, by pokazać jak przebiega śledztwo i jak traktowane są w jego
trakcie kobiety zgłaszające przestępstwo, a także z jakimi konsekwencjami muszą
się one liczyć podczas rozprawy i tuż po niej. Naświetla sprawę nie tylko z
punktu widzenia pokrzywdzonych kobiet, ale także mężczyzn, którzy niesłusznie zostali
o gwałt oskarżeni. Obiektywnie i kompleksowo podchodzi do poruszanego przez
siebie tematu, pokazując jak amerykański system prawny umacnia niebezpieczne
stereotypy i jak łatwo wyroki feruje opinia publiczna, z ofiary robiąc winowajcę,
a z winnego gwałtu - ofiarę.
Choć opisywane w książce wydarzenia
i fakty dotyczą amerykańskiego miasteczka Missoula w stanie Montana, wydźwięk
tej książki jest zdecydowanie bardziej uniwersalny. Gorzka refleksja z niej
płynąca jest taka, że można podmienić nazwę miasteczka na dowolną, akcję
umieścić w innym kraju, a sytuacja prezentowałaby się bardzo podobnie. Mocna
jest to książka, poruszająca do głębi, budząca wiele skrajnych emocji, a jednak
bez żadnych wątpliwości stwierdzę, że jest to lektura obowiązkowa. Rzetelnie i
sprawnie napisana. Co jednak najważniejsze – znacząco zmieniająca perspektywę
i skłaniająca do przemyśleń. Nawet jeśli te ostatnie nie należą do najprzyjemniejszych.
Koniecznie!
Wyciąganie innych ze strefy komfortu nie jest łatwe ani przyjemne. Nie każdy chce słuchać/czytać, niektórzy wolą - jak te małpki - mieć oczy i uszy zatkane. Bo usta nie, usta muszą być wolne, żeby móc wydawać oceny i opinie, niekoniecznie oparte na jakiejkolwiek wiedzy...
OdpowiedzUsuńWiem, o czym mówisz...Słuchać chce mało kto, mówić i wygłaszać złote myśli/rady niemal każdy :/
UsuńZdecydowanie trzeba przeczytać, by zmniejszyć, zlikwidować problem trzeba go poznać, zdiagnozować i walczyć zwłaszcza z komfortem, przyzwyczajeniem, stereotypami i niestety religią. W USA mają trochę lepsze narzędzia prawne i wydawało by się lepszy system a jednak. Polecam dokument o prawniczce Glorii Allred na Netflixie. Walka trwa ale nie zawsze idzie do przodu.
OdpowiedzUsuńZwłaszcza stereotypy to bardzo niebezpieczna rzecz...Przydałaby się solidna edukacja w tym zakresie, szkolenia, miejsca w wsparcia, wykwalifikowana kadra w policji, sądach itp. Ale to chyba jeszcze nie ten moment :/ Ale właśnie ta książka uświadamia, jak wiele jest to zrobienia w tym temacie.
Usuń