9 grudnia 2018

Wyspa - Sigríður Hagalín Björnsdóttir


Co mogłoby się stać, gdyby któregoś dnia Islandia straciła kontakt z całym światem? Taką alternatywną wersję wydarzeń kreuje Sigríður Hagalín Björnsdóttir w swojej debiutanckiej książce Wyspa. Przyczyną odcięcia od świata staje się niewyjaśniona awaria, w wyniku której przestaje działać internet, linie telefoniczne realizują tylko rozmowy krajowe, łączność z jednostkami lotniczymi i morskimi zostaje przerwana. Z początku niewinnie wyglądająca sytuacja szybko przeradza się w ogólnopaństwowy kryzys, który potęguje nieobecność prezydenta i premiera w kraju. W stabilnie dotychczas funkcjonujące państwo wkrada się chaos i bezprawie, które powodują upadek norm społecznych i rozpad relacji międzyludzkich.


Nie przyczyny kryzysu interesują autorkę, a to, jak wpływa on na poszczególne sfery życia. W tej pesymistycznej wizji jako pierwsi egzaminu nie zdają politycy – ważniejsze stają się partykularne interesy niż dobro ogółu. Rozpoczynają się intrygi, walki o stołki i manipulacje, w co szybko zostają wciągnięte media. Te ostatnie, zamiast prawdy zaczynają serwować fałszywe informacje, kreując rzeczywistość na potrzeby sprawujących władzę. Ryba psuje się od głowy, mówi przysłowie i potwierdzenie tego znajdujemy w tej powieści. Niestabilna sytuacja na szczycie powoduje wzrost niezadowolenia społecznego: wybuchają zamieszki, rośnie przestępczość, eskaluje agresja. Szybko zaczyna działać zasada silniejszego, a dotychczas przyjęte normy przestają obowiązywać.

Wyspa to tylko fantazja, wymysł autorki, który jednak bardzo niepokoi. I nie ze względu na drastyczne opisy, spektakularne katastroficzne wizje i brutalne obrazy – tego nie znajdziemy w tej książce. Paradoksalnie autorka snuje swoją opowieść niespiesznie, spokojnie, bez efekciarskich zagrywek i popisów. Jej styl jest bardzo oszczędny – unika szczegółowych opisów otaczającej rzeczywistości, nie wdaje się w budowanie psychologicznej głębi swoich postaci, relacjonuje wszystko na chłodno. Może to być wynik wykonywanego zawodu – Sigríður Hagalín Björnsdóttir jest dziennikarką, a oszczędność słowa i dystans do rzeczywistości są wpisane w charakter tej pracy. Może to być także zabieg celowy – im mniej szczegółów tym bardziej uniwersalny staje się przekaz powieści. I to właśnie niepokoi najbardziej. Autorka osadza akcję na Islandii, ale równie dobrze te wydarzenia mogłyby mieć miejsce gdziekolwiek. Zaczynamy sobie wyobrażać, co mogłoby się dziać w państwie znacznie mniej stabilnym i biedniejszym niż Islandia; jaki obrót mogłaby wtedy przyjąć sytuacja?  

Wyspa to political fiction, ale fiction, które wydaje się być bardzo realne. Autorka zwraca uwagę na kondycję współczesnego świata i diagnozuje jego problemy. Wskazuje jak kruche są fundamenty, na których opieramy naszą rzeczywistość i jak niewiele wystarczy, by obrócić je w proch. Na naszych oczach idylliczna Islandia przeobraża się w kraj odpychający, mroczny, będący zaprzeczeniem samego siebie. Najsilniej na wyobraźnię działają jednak obrazy przemian zachodzących w ludziach, których świat wali się w gruzach. Jak bardzo można ulec zezwierzęceniu? Jak daleko można się posunąć w walce o przetrwanie? Czy są granice moralne, których nie da się przekroczyć?

Pytań, z którymi zostawia autorka czytelnika po lekturze tej książki, jest znacznie więcej. Skromna w formie książka okazuje się być mocno sugestywna, skłaniająca do refleksji i budząca niepokój, a przedstawione w niej wizje na długo pozostają w głowie.

2 komentarze:

  1. Na Islandii i bez awarii w głowach niektórych powstają takie krwawe wizje, że strach myśleć, co by było z awarią ;)

    OdpowiedzUsuń