16 czerwca 2015

Upiory - Jo Nesbo

Tylko nie to! – pomyślałam sobie po kilku rozdziałach lektury, ale Jo Nesbo po mistrzowsku pozbawił mnie złudzeń. W Upiorach zrobił to wręcz koncertowo.


Po trzech latach pobytu w Hongkongu Harry wraca do Oslo – trzeźwy, czysty i w zdecydowanie lepszej formie niż ostatnio. Wraca nie jako policjant. Ma tu do załatwienia swoja prywatną sprawę. Musi pomóc komuś, kto wciąż zajmuje w jego życiu ważne miejsce i właśnie wpakował się w niezłe tarapaty. Za plecami dawnych kolegów, a czasem z ich pomocą, wnika głęboko w świat norweskich narkomanów. W świat, w którym rządzi tylko jedna zasada – zdobyć narkotyk, zabić głód, odlecieć. Wszystko inne przestaje mieć znaczenie.

Już od samego początku lektury towarzyszy nam niepokój. W zasadzie z góry wiemy, że tym razem wydarzyć może się wszystko, a poczynania Harrego i bliskich jemu osób mogą mieć poważne konsekwencje. Fakt, że w tym przypadku sprawa ma dla Harrego wymiar osobisty  dodaje tylko smaczku i przyspiesza tętno. Jo Nesbo bawi się z czytelnikiem i to bawi się bardzo okrutnie. Z jednej strony daje nam delikatną nadzieję, że wszystko dobrze się ułoży i na końcu będzie happy end. Z drugiej – bez sentymentu wali między oczy i funduje taki finał, jakiego chyba nikt się nie spodziewał. Cała nadzieja pryska jak bańka mydlana. Nesbo nie ma litości dla czytelnika. I nie ma też litości dla Harrego. Niezmordowanego, walczącego o prawdę i sprawiedliwość byłego policjanta, któremu w tej części wyczerpał się limit szczęścia.

Upiory czyta się świetnie. Mocny początek, jeszcze mocniejszy, wbijający w fotel koniec. Lektura emocjonująca i to nie tylko ze względu na intrygę, którą tym razem w iście szatański  sposób wymyślił sobie Jo Nesbo. Autor zwodzi, podrzuca fałszywe tropy, a potem uderza w najczulszy punkt. Finał książki jest więcej niż niespodziewany. To naprawdę dobra, wciągająca i trzymająca w napięciu lektura.

Nie byłabym sobą oczywiście, gdybym się nie przyczepiła. A przyczepię się jak zwykle do tego samego – Nesbo nie ma umiaru, eksploatuje biednego Harrego, wystawia go na liczne ciosy i aż dziwnie, że jeszcze nie wyczerpały mu się pomysły, a bohater „nie skończył się” kilka części temu. Czepiam się oczywiście kurtuazyjnie, bo jak zwykle elementy sensacyjne uważam za najsłabszą część książki, za to stworzonego przez Nesbo bohatera darzę ogromną, już nawet nie sympatią, co miłością.

To natomiast, co w tej części autorowi wyszło bardziej niż dobrze, to polityczno-społeczne tło, tak doskonale uzupełniające główny motyw. Świetnie opisane narkomańskie piekiełko, mechanizmy zachowań i zasady, czy raczej ich brak. A jeśli w zdaniu powyżej narkomańskie zamienimy na polityczne, to wychodzi nam równie piękny i uroczy obrazek. Oba te piekiełka ze sobą współistnieją i mają się doskonale.

Upiory to świetny kryminał, w którym Nesbo przemycił kilka życiowych prawd. Polityka bywa brudna, władza zaślepia, chciwość napędza, a w świecie, w którym liczy się tylko potrzeba zaspokojenia narkotykowego głodu, nie funkcjonuje przyjaźń, miłość, zaufanie.

Pierwszym śniegiem Nesbo ostatecznie mnie do sobie przekonał. Pancernym sercem umocnił swoją pozycję. Upiorami powalił na kolana. Dostrzegam zaletę znacznego opóźnienia w lekturze – wiem, że to nie koniec. Że tak nie może być. Że na szczęście jest jeszcze kolejna część, którą już pochłaniam z wypiekami na twarzy. Bardzo polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz