25 lipca 2017

Ofiara bez twarzy - Stefan Ahnhem

Wciąga bardziej niż Nesbo, złowrogi bardziej niż Larsson, mroczniejszy od Mankella – wystarczył ten tekst na okładce, bym na dzień dobry uznała, że nie warto zawracać sobie głowy. Rozumiem, że debiut i trzeba jakoś autora na starcie podpromować, ale tego typu chwyty marketingowe działają na mnie zniechęcająco. Wszystkich trzech wymienionych autorów lubię, każdy z nich jest dobry na swój sposób i porównywanie debiutanta do tej wielkiej trójki wzbudziło mój opór. W związku z czym zignorowałam Stefana Ahnhema i jego Ofiarę bez twarzy. Ignorowałabym pewnie dalej, gdyby nie kryminałowy głód, dobra cena i brak pomysłu na to, co poczytać. Te trzy czynniki spowodowały, że padło na Ahnhema i teraz z pewnym zakłopotaniem muszę przyznać – ależ to jest dobre!


Nie jest jednak tak, że debiutuje ktoś całkiem przypadkowy – Ahnhem jest znanym autorem scenariuszy do szwedzkich seriali kryminalnych, w tym m.in. o Kurcie Wallanderze. Ma więc doświadczenie, dobrą bazę i jeszcze lepsze pomysły. Już pierwsze strony Ofiary bez twarzy zapowiadają, że będzie mocno i ciekawie.

Cóż zatem w Ofierze bez twarzy mamy? Mamy głównego bohatera – Fabiana Riska – dobrego, ale nieco niepokornego policjanta, z problemami rodzinnymi, dla którego ważniejsza jest praca niż bliscy. Mamy też zgraną ekipę policyjną w Helsinborgu, do której Risk dołącza i trochę rozbija im dotychczasowe metody pracy. Tę znów ekipę tworzą dobrze skrojeni bohaterowie – wiarygodni  i przekonujący, którzy już na starcie zyskują sympatię czytelnika. Jest też sprawca całego zamieszania – seryjny morderca, który za swoje ofiary wybrał byłych uczniów z jednej klasy, pozbawiając ich życia konsekwentnie, precyzyjnie, a przy okazji z dużą „fantazją”. Jest też sporo emocji, zwrotów akcji, jeszcze więcej napięcia i rosnącej ciekawości, jaki będzie finał tej całej zabawy. A jeśli dorzucimy do tego równie dobre obyczajowe tło, w którym autor porusza tematy szkolnej hierarchii, przemocy, ról, jakie odgrywają dręczeni i dręczący uczniowie, ignorancję nauczycieli i brak zainteresowania rodziców, to otrzymujemy naprawdę przyzwoicie skrojony kryminał, który wszystko ma na swoim miejscu i który czyta się z dużą przyjemnością. Niby nic nowego - autor stosuje zgrane już przez innych autorów skandynawskich kryminałów chwyty - a jednak wychodzi mu to bardzo dobrze.

Nie jest łatwo oderwać się od tej ksiązki – autor przykuwa uwagę czytelnika już od pierwszych stron i nie odpuszcza do samego końca. Myli tropy i nie pozwala czytelnikowi zbyt szybko trafić na właściwy ślad. Ahnhem napisał powieść kryminalną, w której nie trudno o fałszywą nutę – wiele wątków, wielu bohaterów i motywy zbrodni, których należy szukać w dalekiej przeszłości. Jemu się jednak udaje tak posklejać wszystkie elementy, że wychodzi z tego udana całość. Jedyne, co budzi moje lekkie zastrzeżenia, to motywacja mordercy i Fabian Risk, który raz jest błyskotliwym i genialnym śledczym, by za chwilę zachować się jak totalny amator, który nie dostrzega wyraźnych znaków. To jednak drobiazgi, które absolutnie nie wpływają na całość i wcale nie psują dobrej zabawy.

Jeśli mam być szczera – dawno nie czytałam kryminału, który do tego stopnia by mnie zaintrygował, pochłonął i trzymał w napięciu. Uczciwie stwierdzam zatem, że jest wybornie, mam apetyt na więcej i niepokoją mnie tylko recenzje kolejnej części, które sugerują, że Ofiara bez twarzy to jednorazowy strzał. Być może podejmę wyzwanie i przekonam się sama, czy rzeczywiście Ahnhem to krótkodystansowiec z pomysłem na jedną, dobrą książkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz