Znany celebryta, uczestnik
realisty show zostaje znaleziony martwy. Na głowie ma czapkę ucznia z oślej
ławki, do pleców przybitą kartkę ze szkolnym testem. Wkrótce pojawiają się
kolejne ofiary. Do czego zmierza morderca i co chce poprzez swoje czyny przekazać?
Rozwiązania tej sprawy jak zwykle podejmuje się dobrze nam znana z poprzednich
części ekipa Krajowej Policji Kryminalnej.
Mimo ostrzeżeń, że kiepska, że
nie warto, że szkoda kasy, zaryzykowałam i przeczytałam kolejną, piąta już część
serii o policyjnym psychologu Sebastianie Bergmanie. Oblany test duetu scenarzystów Hjortha i Rosenfeldta trzyma poziom
części czwartej – a więc ani specjalnego szału nie ma, ani też większego
dramatu. Poprawnie, choć przeczuwam, że kolejna część – a nie mam wątpliwości,
że taka powstanie – może ewidentnie już mieć tendencję spadkową.
Mocną stroną tej serii jest
piątka jej bohaterów, zespół Krajowej Policji Kryminalnej – Sebastian, Torkel,
Ursula, Vanja i Billy. Mocne jednostki, silne charaktery i wyraziste,
wielowymiarowe postacie, które dodatkowo duet Hjorth&Rosenfeldt wikła po
mistrzowsku w sieć wzajemnych zależności personalnych. Tę serię w zasadzie
czyta się nie dla intrygi kryminalnej, a po to by sprawdzić, co słychać u
starych, dobrych znajomych i przekonać się, na jakie tym razem manowce zwiedzie
ich los.
Do tej pory nie było się czego w
tej kwestii przyczepić, bo wszystko szło świetnie, a panom wyjątkowo skutecznie
udawało się podnosić czytelnikom ciśnienie. Oblany
test niestety pod tym względem delikatnie rozczarowuje. Mam wrażenie, że
autorom skończyły się pomysły i w kwestii „jaki jeszcze dowcip spłatać piątce
bohaterów” zaczęli się robić nieco odtwórczy. Ta do tej pory intrygująca i
zaskakująca sieć wzajemnych powiązań trochę traci na rozpędzie, robi się coraz
bardziej przewidywalna, a w niektórych momentach zaczyna wręcz nieco irytować.
Po czterech częściach wiemy już sporo o piątce głównych bohaterów i mniej lub
bardziej możemy przewidzieć kto z kim i z jakiego powodu będzie miał w części
piątej do czynienia. Zaczyna się też ujawniać najsłabsze ogniwo w dotychczas
silnej charakterologicznie piątce i tym ogniwem jest Vanja, na którą duet chyba
także traci pomysł, bo z części na część robi się z niej coraz bardziej
nieznośna i zmanierowana pannica, która bardziej zachowuje się jak krnąbrna
nastolatka, a nie dojrzała kobieta. I tak to, co do tej pory sprawiało, że
seria o Sebastianie Bergmanie była jedną z lepszych, powoli zaczyna tracić
blask, stąd moje przewidywania, że część szósta w tej kwestii może być tylko
gwoździem do trumny.
Nie będę się czepiać intrygi
kryminalnej, bo nie absorbowała ona mojej uwagi na tyle, by to właśnie od niej
zależała ocena całości. Pomysł z seryjnym mordercą, wybierającym swoje ofiary
według konkretnego klucza, test, którym ich poddaje i który ma decydujący wpływ
na ich dalsze losy, nie wydaje się być ani wyjątkowo oryginalny, ale też nie
jakoś specjalnie odtwórczy. W jakimś tam stopniu wciągnął mnie, nadawał całości
tempa, a w gruncie rzeczy uważam, że panowie poruszyli przy okazji bardzo ważny
i aktualny temat – pojawiła się okazja do refleksji nad stanem dzisiejszego
społeczeństwa, poziomu jego wiedzy i kondycją mediów, które bazując na taniej
sensacji, dramatycznie tracą poziom.
Jest jednak coś, w czym duet
Hjorth&Rosenfeldt jest niezawodny i są to zakończenia. Nikt tak jak oni nie
potrafi wbić w fotel ostatnią stroną książki. Tak jest i tym razem – a wiec
jeśli komuś czterysta stron nie zdążyło się podnieść ciśnienia, no na pewno
podniesie tych kilka ostatnich. To właśnie to powoduje, że mimo wszystko jestem
ciekawa kolejnej części i tego, co dalej z piątką bohaterów poczną panowie.
Choć trochę marudzę – a mam do
tego prawo, bo Oblany test
mistrzostwem świata nie jest i daleko mu do poziomu debiutanckich Ciemnych sekretów – to jednak muszę
przyznać, że całkiem dobrze mi się tę część czytało. Mimo pewnych
niedociągnięć, przewidywalności i wtórności, Oblany test czyta się szybko i wciąż jest to nienajgorsza lektura,
która zapewni rozrywkę na przynajmniej dwa wieczory. Chciałoby się tylko czegoś
więcej, czegoś, co spowodowałoby, że po odłożeniu lektury powie się – łał, to
było naprawdę świetne! Tymczasem mówię – było nienajgorzej, a to trochę za mało
jak na duet Hjorth&Rosenfeldt, bo zdecydowanie stać ich na więcej.
Jaka będzie szósta część – czas
pokaże. O moich przeczuciach już pisałam, ale mam jednocześnie nadzieję, że nic
z tego, co wieszczę się nie sprawdzi.
Ja, mimo moich zachwytów, zgadzam się też z Tobą 😊 Głównie z tym, że zagadka kryminalna schodzi tu na dalszy plan, a na pierwszy wysuwają się nasi bohaterowie i ich relacje. Komuś to może bardzo przeszkadzać, ale mi się to podoba 😊
OdpowiedzUsuńMi to też nie przeszkadza, bo to wyróżnia tę serię. Tylko te relacje zaczynają być trochę odtwórcze, nie uważasz? Wiadomo kto z kim i kto do kogo przyjdzie w razie niepowodzeń.
Usuń