9 listopada 2015

Sprawa Münstera - Håkan Nesser

Rąbnęłam się. Zamiast po część piątą, od razu sięgnęłam po szóstą – no i całą chronologię szlag trafił. Nie zmienia to jednak faktu, że jak zwykle przy Nesserze – bawiłam się świetnie.  


Nesser sięga w tej części po gruby kaliber i plącze wątki tak, że nawet jak już się Wam wydaje, że jesteście blisko rozwiązania zagadki – to tylko się Wam tak wydaje. Zaskoczenie jest podwójne – ze względu na temat, który tym razem poruszył autor i na finał, którego oczywiście nie zamierzam Wam zdradzić.

Zresztą, jeśli chodzi o fabułę, to w ogóle zdradzę bardzo niewiele. Zaczyna się banalnie. I w zasadzie nic nie zapowiada silnego trzęsienia ziemi – a jednak. Czworo mocno już wiekowych przyjaciół świętuje w knajpie wygraną w lotto. Jeszcze tej samej nocy jeden z nich zostaje zabity. A w zasadzie zadźgany we własnym łóżku. Kiedy kolejny z czwórki przepada bez śladu…wiedzcie, że coś jest na rzeczy.

Co nowego w szóstej części? Van Veeteren schodzi na drugi plan, a stery przejmuje inspektor Münster – co zresztą dość wyraźnie sugeruje tytuł. Komisarz Van Veeteren na zasłużonym urlopie czerpie z życia garściami, jednak pojawia się we właściwym, w zasadniczo już krytycznym momencie. W Sprawie Münstera Nesser odchodzi też od zabawy chronologią, nie miesza wątków w czasie. Wszystko się dzieje tu i teraz, choć – jak zwykle – sprawa ma swoje korzenie w głębokiej przeszłości.

Nesser jest w świetnej formie i choć szósta część może wydawać się nieco przydługawa, nieco nudnawa i stojąca w miejscu, to uwierzcie, że jak już ruszy z kopyta, to zrobi się bardzo ciekawie. Mnie pochłonęła bardzo, bo chyba przez skórę czułam, że autor celowo tak zwleka i na koniec szykuje ciężkie działo. I tak właśnie robi - na marginesie - w swoim niepowtarzalnym stylu. Uderzy mocno, a potem pozostawi z myślami. Bo jak zwykle nie obejdzie się u Nessera bez chwili zadumy i refleksji.

Jak to u niego bywa, nic tu nie jest do końca takie, jak się wydaje. Pod pozorem normalności kryją się gorzkie tajemnice i rzeczy na co dzień głęboko schowane. A wystarczy tylko lekko uchylić zasłony i już gotowa tragedia w pięciu aktach. Role się odwracają, a każdy ma to, na co zasłużył. Brawo Panie Nesser, jest bardziej niż świetnie! Czytajcie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz