Bo Urobieni to nie jest przyjemna i podnosząca na duchu lektura,
zwłaszcza jeśli w przytoczonych historiach odnajdujesz siebie. A mi się podczas
lektury niektórych fragmentów zdarzały dość mocne "flashbacki".
Urobieni – bo zmęczeni pracą,
zawaleni nią po same uszy, trzaskający nadgodziny aż miło, bez żadnego „work-life balance”,
bez perspektyw – za to często na umowy śmieciowe, zarabiający psie pieniądze.
Trybiki w maszynie, nazwiska na zestawieniach, niewidoczni pracownicy – do wymiany,
gdy przestają być wydajni, potrzebni, gdy zaczynają oczekiwać czegoś więcej. Chociażby
szacunku.
Urobieni – bo „miłościwe nam
panujący” politycy przez lata wmawiali nam, że funkcjonujący w naszym kraju model
gospodarczy jest jedyny słuszny, że inaczej się nie da i że wkrótce także i Polska
będzie „drugą Irlandią”. A myśmy to sobie dali wmówić. „Drugiej Irlandii” jak
nie było, tak i nie ma i nie zapowiada się, by w najbliższym czasie była. Są
za to liczne problemy, z którymi borykają się na co dzień miliony pracowników w
Polsce. I zasadniczo właśnie o tym jest ta książka – to zbiór reportaży o
polskim rynku pracy, jego słabościach i bolączkach, które wskazuje i omawia
autor.
Bohaterami reportaży Marka
Szymaniaka są pracownicy hipermarketów, międzynarodowych korporacji, call
center, ochroniarze, budowlańcy, freelanserzy. Ci, którzy przybyli do Polski w
poszukiwaniu lepszego życia i ci, którzy w tym samym celu z niej uciekli. Każdy
z nich opowiedział swoją osobistą historię, którą potem autor obudowuje o różne
dane, informacje, statystyki – po to, by osadzić ją w szerszym kontekście i wyraźniej
naświetlić problem. Z losami poszczególnych, pojedynczych osób łatwiej się
identyfikować. Łatwiej też zrozumieć pewne mechanizmy, jeśli poda się
przykłady. Suche fakty potwierdzić mają natomiast skalę problemu. Zebrane w
całość i zestawione razem stanowią niezły pocisk, bo nagle uświadamiamy sobie
jak bardzo daleko nam jeszcze do Zachodniej Europy i że z zachodu to co
najwyżej mamy tylko „dziki zachód”.
Adekwatnie do tematu dobrany
także język – prosty, czytelny, typowo reporterski, bez językowych wywijasów.
Ma pełnić funkcję informacyjną, wskazywać na konkretne zagadnienie, kwestię i
problem, a nie bawić słowem. Wszystko wyłożone klarownie i zrozumiale, tak żeby
nie było wątpliwości. I tych zasadniczo po lekturze mieć nie powinniśmy –
zwłaszcza w kwestii zmian, które raczej szybko nie nastąpią. Optymizmem nie
napawa także rozmowa zamykająca zbiór, którą autor przeprowadził z Andrzejem
Szahajem, wykładowcą i filozofem polityki. Taka wisienka na torcie, czy może
raczej kolejna łyżka dziegciu, którą Panowie dodają do i tak już gorzkiej do
przełknięcia pigułki.
Zatem czytajcie i płaczcie.
Chyba podziękuję, przynajmniej na razie. Odpukać, na pracę nie narzekam, ale też i nie jestem typowym pracownikiem, który wychodzi co dzień z mieszkania, żeby odfajkować swoje osiem (dwanaście?) godzin. Niejeden powie, że co ja wiem o życiu, skoro klepię w klawiaturę w domu. Z tym, że wcześniej pracowałam w różnych miejscach, a z jednego uciekłam, nie mając innej perspektywy. Więc... może jednak coś wiem. Smutna świadomość, że minęło tyle lat, a rynek wciąż tak samo jałowy i wciąż nie brak firm, w których człowiek to tylko nędzna śrubka.
OdpowiedzUsuńCiężko polecić ten reportaż, bo to w sumie jest bardzo przykra i dołująca książka. Z drugiej jednak strony - warto wiedzieć więcej. I czytać na własną odpowiedzialność. Żaden moment nie będzie na czytanie dobry. No to gratuluję pracy! :) Mało znam ludzi, którzy byliby ze swojej absolutnie zadowoleni.
OdpowiedzUsuńMarudo, piszesz po polsku? Co to według Ciebie jest work balance, flashbacki albo freelanserzy? Kto zaczyna zdania albo i kilka zdań od "bo"? Kto pisząc recenzje nie odróżnia "tak, że" od także"? Czytajcie i płaczcie, faktycznie.
OdpowiedzUsuńOwszem, piszę. Anglicyzmy nie przypadkowo wzięte w cudzysłów. Co do "także" i "tak że" - Panu nigdy nie zdarzyły się błędy w tekście? :) Mi czasem się zdarzają, jak każdemu. Nawet autorzy poczytnych książek popełniają błędy językowe, stylistyczne, czasem merytoryczne. Dziękuję za czujność - poprawię pomyłki. I nigdy nie nazywałam swoich tekstów recenzjami, po prostu dzielę się swoimi wrażeniami o książce. Chyba mogę, prawda? :)
UsuńI jeszcze w kwestii "bo" na początku zdania: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/spojnik-na-poczatku-zdania;11030.html :)
Usuń